Z rosnącym niepokojem obserwuję reakcje córki na kołysanki.
O ile zamiłowanie do psiego bohatera, przekute na zmianę tekstu, jest więcej niż tolerowane:
Już miesiąc zaszedł, psy się uśpiły
I coś tam skamle pod borem
Pewnie mnie czeka jakiś psiak miły
Z powykręcanym ogonem
o tyle kara za nieznajomość tekstu karana jest surową krytyką stylistycznej formy:
A po nocy przychodzi dzień,
A po burzy spokój,
Nagle ptaki budzą się...
Mia: siebie, siebie!
Wszelkie nieudolne próby improwizacji nie pozostają również bez echa.
Kosi, kosi łapci, pojedziem do babci
A od babci do dziadka gdzie łasica furiatka
Kosi, kosi łapci, pojedziem do babci
A od babci do cioci gdzie dżdżownica co psoci
Kosi, kosi łapci, pojedziem do babci
A od babci do taty gdzie jest chomik pyzaty
Kosi, kosi łapci, pojedziem do babci
A od babci do wujka gdzie jest dzik.....yyy...
Mia: Nie ma rymu!