Dlaczego pasjonuje mnie taniec? Jest wyjątkowym obrazem rzeczywistości.
Obrazem, który buduje emocje każdego z uczestników różnorodną mieszanką skojarzeń i odniesień.
Są jednak chwile kiedy pozwala dostrzec ostrą kreskę odbitej w lustrze codzienności.
Ilekroć nie potrafimy czegoś opanować, czy to przez własną niedoskonałość czy brak starań, przekuwamy własną słabość w ofensywne ostrze.
Walczyk. Raz, dwa, trzy. A na każde raz-dwa-trzy przypada sześć uderzeń stopy. Pięknie, dopóki raz-dwa-trzy wybrzmiewa echem wiedeńskich sal.
Rozpędził się do tempa kulawej polki...
Najpierw pojawiła się irytacja brakiem sprawności własnego ciała. Jak zwykle - trwała najkrócej.
Po chwili, walczyk był wszystkiemu winny. Irytacja nie lubi głodować. Przegryzała kolejne gardła.
Kilka minut i nienawidziłem wszystkich, którzy tańczą - zarówno wodewilowych "zdolniuszy" jak i tych, którzy z lęku przed przyznaniem się do własnej słabości udają, że "mogą".
Irytacji odbiło się głośno z przejedzenia.
Pieprzę to, że ktoś znów powie - patetyczny.
Takie chwile dają mi siłę do pracy nad sobą.
Czy nie tańczymy jednak takiego "walczyka" zbyt często?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz