Zdarzało mi się pisać częściej. Krótkie uszczypliwe uwagi, komentarze, zasłyszane żarty, anegdoty.
Oblekałem jad w kokon słów i zamieszczałem na Blogu-ducha-winnym. Przeszłość.
Dzięki córce mogę być zły naprawdę.
Wcieram w jej delikatną skórę brunatną maść. Z chitynowych pancerzyków chrząszczy. Tych największych. Niezbyt skwapliwie wymieszaną z błoniastymi fragmentami skrzydeł nietoperzy.
Zakładam jej śpiochę, model Dante Nr 9. Wysłaną puchem z owoców dzikiej róży; tym samym, który wrzucany za koszulę, przyprawiał o łzy szczęścia uliczne koleżanki wieku szkolnego.
Śpiewam jej. Ochrypłym głosem wiarusa alkoholika zszywam ciszę z połaci krzyku. Te najsmutniejsze wojenne historie.
O śmierci, niedoli, bólu...
...wtedy zasypia... i słodkim uśmiechem rozpruwa mój tanią czernią podbity płaszcz.
1 komentarz:
Ach gdybyż więcej było TAK złych tatów...
Prześlij komentarz