Lato w pełni maja. Przewidując nadejście zapowiadanego przez IMGW kataklizmu piszę. Jutro niczego nie będzie. Dwa stopnie w dwustopniowej skali zagrożenia burzowego. Wiem, wiem... inni mają dziewięcio-, dziesięciostopniowe skale... a my - pikusie z centralnej Polski. W obliczu nadchodzącej zza widnokręgu zagłady nie czas się licytować.
O czym tu pisać do potomności?
Dzień przed zagładą spędziłem wieczór na stepowaniu.
Trzydzieści stopni. Dookoła ludzie umierają tonąc. Byłem z nimi, cierpiałem szczęśliwy. Zabrakło słoja. Dziwne, na codzień noszę go przecież przy sobie. Dziś zebrałbym solankę, jutro kupił ogórki...
Wiem, nie miałem słoja bo jutro tylko szczerbaty kaznodzieja, z napisem "Dzień Sądu nadchodzi", sam będzie świętował pełnię przepowiedni.
Mija kolejna godzina. Centrum śmierdzi bardziej. Czy to początek?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz