28.07.2012

Masochista esteta

Jest taki jeden, pracujący obok. Siedzi zaraz przy wejściu do rowka. Powiedziałby, że marudzę...

Nie lubię chodzić do kina. Popcorn. Komórki. Rozmowy. Kopanie w plecy (fotela). Szeleszczące torebki. Wybuchy śmiechu, kiedy do oczu cisną się łzy.

W ciągu tygodnia zaliczyłem dwa premierowe seanse. Bez tytułów, aby nie przyciągać tych, którzy szukają roznosiciela boskiego ognia, oraz latającej w ciemności myszy.
Doznania zostaną wymieszane - sam seans nie określał żadnego z nich bezpośrednio.

Nie zawiodłem się.
Mimo późnopolicyjnej godziny duchów, nastolatki nie chcą kołysać hormonów do snu. Nastolatki wolą walczyć o dominację w pussystadzie. Spazmy radości na widok słynnego aktora. Leoś, Leoś!
Głośniej. Mocniej. Kogo usłyszą tłumy. Na czyj taniec popatrzą. Dlaczego za cenę biletu zawsze dostaję w promocyjnym zestawie tę rewię dojrzewających ciał.
Modlę się cichutko - Nietoperzu, rycerzyku, zainteresuj te dzierlatki. Może wilgotne podniecenie na widok przewiewnej peleryny i twardych uszek zmiękczą ich kręgosłupy niemoralne.
Posłuchał. Pomogło. Zrobiło się cicho. Cicho jak skrzypem zasiał.

Skrzyp, skrzyp. Tuż obok. Po drugiej stronie wąskiego przejścia.
Zabrał je. Zabrał je w skórzaną skórkę obite. Dopasowuje. Patrzy jak leżą.
Zsuwa. Nakłada. Skrzypi. Uwierają. Wyjdzie do toalety. Wróci. Zaskrzypi. Widocznie zalanie moczem nie pomogło. I będzie tak skrzypiał do końca. Ciszej w chwilach napięcia. Głośniej w trakcie intymnej ciszy dialogów.

Zapłaciłem. Na własne życzenie poszedłem. Widocznie lubię to.