28.04.2007

Post mortem

Wpis 'Generalnie' oddał najpełniej moje odczucia po próbie generalnej. Zgodnie z przesądem - trzecia generalna do dupy - spektakl udany. Nie ważne, że pomiędzy pierwsza generalną a drugą minęło niespełna dwie godziny, a pomiędzy drugą a trzecią... sekundy.

Wyszliśmy. Nie będę mówił o innych. Nie patrzyłem. Nie widziałem. W ciągu tych niecałych trzech minut pobytu na scenie każdy był sam. Myślę, że dało się to również zauważyć patrząc od strony widowni.

Koszulka ze świeżo dzierganym logo 'TAP-DANCE Polska'. Pot przylepił ją gładko do pleców. Czaszka wypudrowana zgodnie z obowiązującym standardem matowienia powierzchni gładkich. Na głowie, stopach, ramionach - liczne ugryzienia. "A komarów tego roku było na bukiety". Buty odarte z dziewictwa gładkich podeszw - wynik ostatnich prób na kostce brukowej. Uśmiech, publiczność patrzy; suche ze zdenerwowania usta pozwalają pozostać mu do końca na miejscu. Tap, tap [...] kilka pstryknięć palcami, tap, tap [...] koniec.

Opinie: 'uniesiony kciuk' (nie dobijać), "Just great!", "Jak na pierwszy raz...". Nie mi oceniać. Cieszę się. Tak, po prostu.

Powrót do domu. Pół butelki czerwonego wina ze scurką. (Była ze mną, pudrowała, skopała tyłek, uśmiechała się z drugiego rzędu. To dla niej tańczyłem. Dla niej i dla samego siebie). Emocje zgasły, ciało przypomniało o zmęczeniu. Łatwy sen.

26.04.2007

Generalnie

Sreberko, landrynka, z pilśni szklanka
Jezus, cycki i furmanka
Remiza, burdel, wiejski ślub
a na scenie - tancerz trup.

23.04.2007

JP twist 2 open

[...]
Znów zatęchły przedział. I ona. Wsiadła ostatnia, ale jakby od zawsze tu była.
"Czy to pociąg do Kalisza?" - zapytała szeptem siedzącego po jej prawicy mężczyznę.
Skinął głową, nie przerywając lektury kolorowego tygodnika. Udało mu się. Mniej szczęścia ma siedzący naprzeciw Pelargonii. Nie czyta! (Może nawet potrafi?).
"Chce Pan zobaczyć Ojca Świętego kiedy był mały?" - zagaduje Pela. Chłopak obiega wzrokiem współpasażerów, którzy nagle odnaleźli ten najciekawszy fragment swych lektur.
"Tak" - z lekko głupawym uśmiechem odpowiada, wiedząc, że to walka oddana. Pela pochyla się i z przepastnej uszatej torby wyciąga słoik. Zamieramy... to tylko obiad.

22.04.2007

Polowanie

[...]
Podszedł do niej. Patrzyła niepewnie, kiedy próbując zmienić jej nastrój podciągnął jedną z nogawek swoich boks-szortów do wysokości pachy. Zaśmiała się szczerze.
"Daj bułkę,... proszę" - powiedział po raz kolejny. Dłoń, trzymająca zielony materiał jego bielizny, przesunęła się jeszcze wyżej odsłaniając coś na kształt puchliny głodowej.
"Wyglądasz w tych majtkach jak niedorozwinięty orangutan" - skwitowała ze śmiechem.
Kolejne polowanie na maślaną bułkę zakończyło się niepowodzeniem.

12.04.2007

Mad & Son

Pozostało równo dwa tygodnia do występu w Zielonka Square Garden. Nogi zaczynają rozumieć co je czeka... potrzebują już teraz tylko praktyki. Gorzej z głową. Do improwizowania pierwsza. Do odtworzenia ustalonego układu... hmm... ostatnia?

Nie mogę znaleźć złotego środka między skupieniem a swobodą.
Skupienie - wszystko tyka jak w zegarku. Tik - "prawie" wszystko sztywnieje. Tak - przez twarz maszerują zastępy Mordoru.
Swoboda - panta rei. Twarz zalewa błogie poczucie boskości. Wszystko się rozmywa, na czele z kolejnym krokiem , który usiłuje w pędzie podkręconego New York, New York przywołać w myślach.

Nie pozostaje nic innego jak ruszyć na wyprawę po Złoty Środek.
Czy warto jednak wypośrodkować to co mam dotychczas? Tak jak "boskie zesztywnienie" może okazać się ciekawym doznaniem tak tańczenie do rytmu New Mordor, New Mordor ...niekoniecznie.

11.04.2007

Dzieci z dworca ZEO

Szef próbuje złapać szczura, którego nie udało się złapać wężowi.
Kolega próbuje nakłonić w kuchni węża aby oddał porcelanowy kubek, symulując kroplami wody kranowej nadejście pory deszczowej. Wyjść zapalić? Nie mogę - czekam aż kapibara odda mi zapalniczkę.

2.04.2007

Uuit... uuit...

Dziwne to miasto. Mija godzina osiemnasta. Leżę na łóżku w poobiednim dwuminutowym letargu. Czternaste piętro. W dole Świętokrzyska krzyczy z zatwardzenia. I ona... przechadza się gdzieś dookoła bloku, na elastycznej czerwonej smyczy.
Podskakuje. Nie wiem nawet kto ją wyprowadził. Musi jednak mieszkać w moim bloku. Uuit... uuit... cisza... znów się przyssała mocniej do chodnika. (Rano slalom pomiędzy wyrwami płytami, w drodze do pracy.) Ciekawe czym ją karmią... tak raźno skacze. Pijawka w centrum Warszawy.