9.08.2012

Konik

Mia konie zbiera. W sumie zbiera to zbyt mocne słowo. Od zaprzyjaźnionej prawnuczki imć Pani Dozorczyni gotową kolekję otrzymała.

Tu konik, tam konik. Kolekcja się rozrasta to gładyszem Przewalskiego to Rainbow Dash'em, tudzież inną Rarity.

Odwiedziłem dziś Wiatrak. Kupno, sprzedaż, spekulacja.
Przepłaciłem. Misję wszelako wykonałem.

Wracając do wehikułu, uwagę moją przykuło niewielkie stado.
Stado małych koników.

Stadem opiekowało się dwóch pasterzy.
Pasterz Jan Mocny Chrzciciel wraz z pasterzem Bolesławem Krzywym Sinoustym
doglądali trzódki, wystawionej na betonowym deptaku wraz z przyrdzewiałą pasyjką.

Odwróciłem głowę. Stadko wzbudziło jednak na tyle silny niepokój, że postanowiłem
dać mu dodatkową szansę. Zawróciłem. Nazad.

Oj, w stadninie tej niedobrze się działo. Słomy nikt nie wymieniał. Zgrzebełkiem nie czesał.
Wybrałem najczerniejszego, wysokiego w kłębie, Bucefała o mocnych pęcinach.

Po ile te koniki?
Zapraszam, same zdrowe Araby. Ten tu za trzy złote.
Trzy zeta?
Tak, trzy zeta, ale jeśli Pan wszystkie koniki weźmie, to za dziesięć oddam.

Patrzę ci ja na ten lakier sierści rumaków wytarty, na te kopytka betonem ranione.

Nie, ten jeden wystarczy. Mam ja tu trzy złote monety akurat.

Kupiłem, bułanka Mrokiem w myślach nazywając.
I jakaś taka radość mnie przejęła.
Nawet nie to, że trzy miast trzydziestu na zabawkę wydałem, ale że historię za darmo dostałem.



8.08.2012

Stereotyp


Niemiec. Polak. Niemcy. Polska.

Zaplanowaliśmy urlop w Niemczech; u siostry Polki, u szwagra Niemca.
Córa im bliżej planowanego dnia wyjazdu, tym gorzej znosi dni, pozostałe do opuszczenia kraju przodków naszych.
Nie może doczekać się, a jednak.

Tu czas na dysgresję.
Nastolatką będąc siostra moja, Magda, wzięła udział w wymianie międzyszkolnej, polsko-niemieckiej.
Sprowadziła do domu naszego, rodzinnnego, Niemca Iana.
Ian duży był. Ian nastolatkiem był. Ian jeść powinien.
Mimo starań matuli naszej, Elżbiety, podsuwającej co smaczniejsze kąski, Ian nie jadł.
Rzecz działa się dzień, drugi. Śniadania, obiady, kolacje. Rybki, grzybki, ananasy i frykasy.
Nic. Nicht. Jeść nie będzie.

Czy to niedomknięte drzwi. Czy to nazbyt gwałtowne wtargnięcie do pokoju Iana.
Czy to kto pamięta. Poliszynel poznał tajemnicę.
Ian przytargał z Niemiec walizkę. Niemiecką. Solidną. Solidnie wypchaną.
Aby tu dźwignią handlu nie machać, ograniczę się do stwierdzenia - batony.
Batony wszelakie - z czekoladą, orzechami, ciągutki, chrupiące, małe, duże, pojedyncze i podwójne.

Ian otrzymał w "darze" wychowania obraz. Obraz Polaka. Obraz Polski właśnie.
Bieda z nędzą. Puste półki. Kraj wojną rozbity.
Nie ma jedzenia. Jedziesz na własną odpowiedzialność.
Chcesz wrócić, chcesz przeżyć - zrób zapasy - kup batony.

Dość o Ianie.

Stereotyp wysysa się najwidoczniej z pramlekiem babek naszych.
Mia odmówiła w trakcię kąpieli wyjazdu.
Tato, tato, tato...
Niemcy mają małe wanny. Wanny małe, dziecięce. Ja nie chcę, ja nie chcę.
Wyjaśniłem, że dzieci, a i owszem w małych wannach siedzą, a dorośli, dorośli mają swoje - wielkością odpowiednie.

Ale, tato, w Niemczech łóżek nie mają.
Mają, córuś, mają. Miękkie i wygodne.

Trudno stereotyp ugłaskać, gdy raz zburzony spokój nękają kolejne wewnętrzne demony.

Płacz.
Co ci, Mia, co ci?
Tato, tato... w Niemczech parków nie mają, a ja chcę do parku!!

Mia, proszę...
Nie chcę jechać, nie chcę. Ja chcę na plac zabaw.
Córeczko, mają place, mają duże, często nawet większe niż te polskie nasze.
[...]

Tu muszę skończyć. Puenty nie będzie.
Muszę do Biedronki. Muszę po batony.