29.05.2007

Posłowie

Tak oto zdobywcy przechodzą do historii. Pierwsza załogowa, solaryczno-kosmiczna podróż... niedomkniętym artefaktem sztucznego słońca. Nikt nie uprzedził mnie, że właz się sam nie zamknie. I tak leciałem przez osiem długich minut narażony na połowiczny żar atmosfery. Ku chwale ojczyzny kończąc podróż; po lewej stronie biały, po prawej - czerwony.

28.05.2007

Artificial Solaris

To było jak koszmar.

"Musimy się spieszyć, zostało piętnaście minut." - "Ale ja... nigdy wcześniej tego nie robiłem". "Tu może się Pan rozebrać [...] Wszystko będzie dobrze, proszę tylko postępować zgodnie z instrukcją na ścianie."

Czas mija...

Boże, ale tu są cztery ściany. OK, ta ma okna - odpada. Druga - lustro, zasuwane drzwi - żadnych wskazówek. Trzecia - pusta. Czwarta - "Odpręż się. Zadbaj o siebie".
Jak mam się odprężyć? Zostało najwyżej trzynaście minut a ja w dalszym ciągu nie wiem jak uruchomić ten artefakt. Jestem nagi; czytanie ściennych gazetek zza zasłony ażurowych żaluzji w drzwiach nie sprzyja lekturze. Mam... dowcipnisie - instrukcja wielkości pudełka papierosów tuż obok panelu na ścianie. "Naciśnij START" - nie zapowiada się różowo. Nie zdążę tam wskoczyć. Nie wiem nawet czy artefakt się zamyka. "Ustaw liczbę minut." Wybieram 8. "Naciśnij dwa razy START". Po pierwszym naciśnięciu liczba zmienia się na 10 i zaczyna się odliczanie. "To pułapka, chcą mnie wykończyć". Za późno na odwrót. Wciskam drugi raz przycisk START. Ignition, silniki jedna trzecia naprzód, włączamy reflektory... Wskakuję do kabiny. Mają mnie... Pęd powietrza... Jasność... Przełączam nerwowo przyciski w kokpicie... Pęd powietrza ustaje... Wchodzimy w atmosferę, czuję jak tracimy osłony - żar staje się dotkliwy, brakuje powietrza. To koniec. Patrzę w ostatniej chwili na licznik. Pozostało trzydzieści sekund. "Wytrzymaj, wytrzymaj..." Ciemność... Cisza... Kosmos.

Czego człowiek nie zrobi aby być pięknym... synem nie-piekarza...

22.05.2007

(Nie)małosolne stepowanie

Lato w pełni maja. Przewidując nadejście zapowiadanego przez IMGW kataklizmu piszę. Jutro niczego nie będzie. Dwa stopnie w dwustopniowej skali zagrożenia burzowego. Wiem, wiem... inni mają dziewięcio-, dziesięciostopniowe skale... a my - pikusie z centralnej Polski. W obliczu nadchodzącej zza widnokręgu zagłady nie czas się licytować.

O czym tu pisać do potomności?

Dzień przed zagładą spędziłem wieczór na stepowaniu.
Trzydzieści stopni. Dookoła ludzie umierają tonąc. Byłem z nimi, cierpiałem szczęśliwy. Zabrakło słoja. Dziwne, na codzień noszę go przecież przy sobie. Dziś zebrałbym solankę, jutro kupił ogórki...
Wiem, nie miałem słoja bo jutro tylko szczerbaty kaznodzieja, z napisem "Dzień Sądu nadchodzi", sam będzie świętował pełnię przepowiedni.

Mija kolejna godzina. Centrum śmierdzi bardziej. Czy to początek?

12.05.2007

Kazakh Freestyler

Obejrzałem to już chyba dwadzieścia pięćdziesiąt razy i nie mogę przestać. Chłopak jest niesamowity.
Obiecuję, jeżeli wyda płytę, będę jednym z pierwszych w kolejce do kasy.

8.05.2007

Majden

Nabrzmiałyście kwiatem Rozkwitłyście wonią
Pierwsze jego kruche ciało w młode usta dopchnęłyście dłonią
Strojne w małych śmierci jaśmin Panieneczki młode
Mama kościół pokazała Tata każe w wino zmienić świętą wodę