28.05.2007

Artificial Solaris

To było jak koszmar.

"Musimy się spieszyć, zostało piętnaście minut." - "Ale ja... nigdy wcześniej tego nie robiłem". "Tu może się Pan rozebrać [...] Wszystko będzie dobrze, proszę tylko postępować zgodnie z instrukcją na ścianie."

Czas mija...

Boże, ale tu są cztery ściany. OK, ta ma okna - odpada. Druga - lustro, zasuwane drzwi - żadnych wskazówek. Trzecia - pusta. Czwarta - "Odpręż się. Zadbaj o siebie".
Jak mam się odprężyć? Zostało najwyżej trzynaście minut a ja w dalszym ciągu nie wiem jak uruchomić ten artefakt. Jestem nagi; czytanie ściennych gazetek zza zasłony ażurowych żaluzji w drzwiach nie sprzyja lekturze. Mam... dowcipnisie - instrukcja wielkości pudełka papierosów tuż obok panelu na ścianie. "Naciśnij START" - nie zapowiada się różowo. Nie zdążę tam wskoczyć. Nie wiem nawet czy artefakt się zamyka. "Ustaw liczbę minut." Wybieram 8. "Naciśnij dwa razy START". Po pierwszym naciśnięciu liczba zmienia się na 10 i zaczyna się odliczanie. "To pułapka, chcą mnie wykończyć". Za późno na odwrót. Wciskam drugi raz przycisk START. Ignition, silniki jedna trzecia naprzód, włączamy reflektory... Wskakuję do kabiny. Mają mnie... Pęd powietrza... Jasność... Przełączam nerwowo przyciski w kokpicie... Pęd powietrza ustaje... Wchodzimy w atmosferę, czuję jak tracimy osłony - żar staje się dotkliwy, brakuje powietrza. To koniec. Patrzę w ostatniej chwili na licznik. Pozostało trzydzieści sekund. "Wytrzymaj, wytrzymaj..." Ciemność... Cisza... Kosmos.

Czego człowiek nie zrobi aby być pięknym... synem nie-piekarza...

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

piękne!
doświadczenie jeszcze przede mną...
ja na szczęście córka kominiarza ;-)