5.02.2009

Morgan z balonami

Dwa wenflony, w prawej i lewej ręce.
Spokojnie, tak ze względów bezpieczeństwa podaje się człowiekowi hel. Kiedy chce polatać.

Morgan Freeman sprawnie wstrzykuje mi zawartość zielonej strzykawki w lewe przedramię, a niebieskiej w prawe.
Już po chwili czuję, że zaczynam tracić stabilność. Przymykam oczy.
Kiedy otwieram je po kilku sekundach jestem już pod sufitem. Poruszam się wyjątkowo sprawnie. Łatwo zmieniam wysokość i kierunek lotu.

Cel był prosty - polatać. Tak przynajmniej pomyślałem, widząc Morgana Freemana z pękiem niebieskich balonów. Umocnił mnie w tym przekonaniu widok znajomego odlatującego po wciągnięciu zawartości dużego okrągłego balonika.
Dlaczego Morgan zdecydował się jednak na podanie dożylne gazu? Nie wiem.
Pamiętam tylko, że chciałem robić zdjęcia. To byłoby coś. Zdjęcia Ziemi z "lotu człowieka".

Po chwili jednak, unosząc się wciąż pod sufitem, powiedziałem: "Morgan, mógłbyś zmoczyć mi ścierkę? Skoro już tutaj jestem wytrę szafki z kurzu..."

I tak upadło kolejne (senne) marzenie człowieka o lataniu.

Brak komentarzy: