23.09.2010

I love mother

Zwykle nie piszę o córce. Większość historii podbiera mi, wychowana na mej własnej piersi blogerka - trava.
Owszem, mógłbym konkurencyjnie. Ta sama histora tylko ryby dwa razy większe.
Jakoś tak tylko śmiałości brak. O sobie pisać łatwiej.
Więc i dziś (jeszcze) nie będzie bezpośrednio o małej. Pośrednio. O innych "małych".

Nasza córa uczęszcza na zajęcia klubowe. Bez cygar i koniaku. Za to z pełnym koszem chrupków i pomysłów na dobrą zabawe.
Ojcowie w klubie bywają rzadko. Una sztuka na tabula raza testosterone.
Dzisiaj dzięki dogodnej godzinie zajęć udało mi się partycypować.

Nie o zajęciach ja tu wszakże.

Po zajęciach dzieci udają się do podpiwniczenia, bogato inkrustowanej szmacianymi zwierzętami pieczary,
przesyconej zapachem skrobi kukurydzianej, gorącej herbaty i pełnych pieluszek.
Ot, chillout po godzinie zajęć.
Kolejne tandemy matek-córek i matek-synów, względnie niań-wychowanek i niań-wychowanków
przybijają do tej przystani. Uczestniczą w gwarze ploteczek. Wemieniają ohy i ahy. Snobują.
Henio od urodzenia mówił "Chce szynke". Renatka już w chwili odejścia wód płodowych wiedziała, że siusiu to tylko do nocnika.
Zbyszka zapisano na zajęcia z suahilli, kiedy tylko okazało się, że hiszpański, niemiecki, angielski i rosyjski nie kolidują.
A Gienia to ostatnio nawet jeża zjadła. Nawet kopytek nie wypluła.

Tu pojawiła się dziś ona.
Mała. Roześmiana. Blond-kręcona. Z wielkimi oczami.
I nic więcej nie trzebaby dodać bo to urokliwe takie.
Matka jednak dodała.
Półtora roczna dziewczynka oślepiła mnie krystalicznie załamanym światłem kolczyków.
Nie będę moralizował. No może troszeczke.
Nie narzuciłem dziecku wiary. Nie mam również zamiaru ingerować w jego ciało bez jego zgody.

Wiem, że to dziewczynka. Znam jednak wiele takich, których uroda nie potrzebuje akcentu metalowych sztyftów i kółek.
Skoro jednak, droga matko, zaczęłaś już - miej odwage i fantazje posunąć się dalej.
Na drugie urodziny - przekłute sutki. Na trzecie - łechtaczka.
A z okazji ukończenia żłobka - tatuaż - od pośladków po nasadę czaszki - "Kocham matkę".

A echo odpowiedziało z przyzwyczajenia - mać, mać, mać.

2 komentarze:

kamil pisze...

Jeżymi kopytkami mnie pokonałeś stanowczo. B-)

Idę zmienić pieluchomajtki. B-)

Anonimowy pisze...

A może niania?Ciociababcia,indywidualny tok nauczania ,wykształcenie pedagogiczne ,kursy pierwszwj pomocy,rozwój intelektualny zapewniony,tanio polecam