21.08.2006

Diavoli argilla

Najpierw chłodna i lepka... przylega do ciała jak dotyk spoconej dłoni...
Brunatna i krwista. Twardnieje z każdą minutą, ruchem, z każdym kolejnym błyskiem flesza.
Wrasta w ciało.
Pierwsza pojawiła się narośl na czole; namiastka rogów?
Dłonie zaczęły obrastać nią i pękać niczym kruche, pieczołowicie lepione naczynia.
Później pojawiły się ostrogi. Wyrastały nie tylko z pięt. Głównie spomiędzy palców, z każdym kolejnym krokiem po jego ciele... nieruchomym, zastygłym na dywanie kawałka tektury, na którym żyliśmy razem przez półtorej godziny.
Oblepiała moje plecy zimnym dotykiem, kiedy kładłem się na nim. Dolepiała mi skrzydła, kiedy rozgniatałem go, wijąc się na jego zdeformowanym ciele.
Bolała... kiedy próbowałem traktować ją jako autonomiczny fragment mojej postaci.

Odrywałem ją po kawałku, rozmazywałem, kruszyłem. Barwiła moją skórę przy próbie pozbawienia jej ciała, którym się żywiła, na którym żyła, które zdeformowała swoją lepką pieszczotą.
Odeszła dopiero pod ciepłym strumieniem wody, kapiąc jak krew.

Diabelska glina.

Brak komentarzy: