1.08.2006

Przeszedł koma...koma... koma... malutki

Pierwszy raz dojrzałem go kiedy leciał wzdłuż Wisły, by po chwili zawróćić w kierunku Parku Krasińskich... na nic zdały się usilne próby ściągnięcia go, mocą niemych próśb, nad Centrum.
Niesamowite wrażenie zrobił jednak jego zarys na niebie. Obserwując go, nadlatującego, rosnący w oczach kształt, czułem dziecięcą wręcz fascynację. I tylko te obłoczki ulotek, odrywające się co kilka chwil od kadłuba, burzyły poczucie dziwnego napięcia, jakby dławił się dymem... jakby raz po raz wpadał w stado wystraszonych ptaków. Tym niemniej - niesamowite przeżycie.
I tylko to cholerne, nigdy nie cichnące miasto drwiło z pomruku jego silników tępym stukotem tramwajowych kół.
Odlatując w kierunku lotniska wzbudził poczucie niedosytu, żalu przerwanej zabawy, smutku kończącego się przedstawienia. Do następnego razu, Latająca Forteco.

Brak komentarzy: