5.08.2007

Drożdżowa dziewica

...czyli moje pierwsze ciasto.

Nie masz cukru waniliowego - zetrzyj skórkę cytryny. Nikt jednak nie dodał "... z cytryny". Obrałem cytrynę ze skórki. Wyparzyłem. I zacząłem trzeć. Tu pierwszy raz pojawiły się wątpliwości. Czy lekka domieszka ludzkiej skórki wzbogaci smak?

Hmm... jak mama to robi, że dookoła panuje porządek? Po kilkunastu minutach kuchnię ogarnia chaos. Ciasto lepi się do rąk, ręce do miski, miska do spodni. Miało po pięciu minutach odchodzić od rąk. Po dziesięciu minutach ja odchodzę od zmysłów. Brak współpracy. Ciasto stara się wchłonąć jak największą część kuchni. Zalewam je tłuszczem, wsypuję mieszankę skórek. Niech się dzieje wola ciasta. Mija pięć minut. Dziesięć, piętnaście. Ciasto nie wyrasta. Po pół godziny rusza powoli w górę by po chwili wypełnić misę. Rozkładam je do formy. Smaruję jajkiem. Nadmiar tworzy kałuże w zagłębieniach. Nie poddaję się - odsączam ręcznikiem papierowym. Musi się udać. Gorące 200 stopni w ustach... piekarnika. Czterdzieści minut nerwowego spaceru. Ping! Zaostrzona zapałka prawdę ci powie - nie ciągnie się. Wyciągam. Tak naprawdę powód powstania tego wpisu jest trywialny; ciasto tak długo stygnie...

Photo story:
Yeast Cake

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

no dobrze, stygnie jak stygnie,
ale JAK SMAKUJE?!?!?!