15.12.2007

Pudla dieta... czyli dramat jednego aktu.

Histora dnia wczorajszego.

Spiesząc do teatru Montownia, na Warszawską Noc Tańca, minąłem, na wysokości hotelu Sheraton, warszawską, starszą damę.

Powyższe zdanie zawiera zarówno znaki interpunkcyjne które wybrałem ja, jak i te, które wskazała moja żona. Podwójna (nie)zgodność gramatyczna.
Wróćmy jednak do naszej przeuroczej staruszki.

"Halo, prosze Pani! Sie Pani cofnie... nagranie bloga mamy." - pouczyłem grzecznie.
Możemy kontynuoawać.

Mijając staruszkę zasłyszałem krótki dialog.

Czarny pudel napinając naćwiekowaną odcinkami emerytury smycz zbliżył swój ciepły pysk, zakończony typowo pieskim zwyczajem wilgotną kulką nosa, do szyby hotelowego baru. Krótką chwilę zamyślenia przerywa reumatyczno-nerwowe szarpnięcie, wyprowadzone z okolic lędźwiowych nadgarstka zniecierpliwionej damy.

D(ama): Tam nie wolno!
P(udel): [nic]
(może tylko ciepły obłok pary delikatnie zaszumiał w mroźnym stołecznym powietrzu)
D: Chodź, dam ci rodzynkę.
P: [nic]
D: Chcesz rodzynkę? Masz.
P: [nic]

...a może byłem już za daleko aby słyszeć jego cichy komentarz.

P: Może i dupę dałem sobie wystrzyc, ale mazurka nie dam z siebie zrobić.

W tle wybrzmiewa pieśń polskich emigrantów, pracujących za psie pieniądze przy produkcji brazylijskich bakalii.

Jak Czarniecki do Poznania
Po rodzynek zbiorze,
Dla swej diety ratowania
Wróć pudlu za morze.

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

Cudne!

Za powyższą scenkę przyznaję Ci statuetkę TRANSPLANTANTYKA.