26.02.2008

Tańcz, tańcz pinokio

Po miesiącu przerwy - drewno. W kolanach, kręgosłupie, mózgu.
Dwie godziny narcystycznego, a zarazem krytycznego "sam na sam" ze ścianą luster.
Na początek mała, samowolna rozgrzewka. W przewodach wentylacyjnych (takich samych jakie przeczołgują zdenerwowani bohaterowie filmów akcji) ostatni krzyk punk-folk-kontestacji młodych gardeł. Skutecznie zagłuszam, z pomocą Nieśmiertelnej Królowej.

It also left a man's decapitated
body lying on the floor,
next to his own severed head -
a head which at this time has no name...

I know his name

Here I am, I'm the master of your destiny...

Coraz cieplej, obraz zaczyna się rozmywać; pot czy obłęd?
Techno z czeluści, improwizacja. Nogi zaczynają odmawiać posłuszeństwa. Po godzinie chcę wracać. Żałuję drugiej godziny - zmniejszam tempo. Próba wyciśnięcia choć kropli oryginalności. Świeżo zakupiona wykładzina PCV zaczyna przypominać pierwsze nieokiełznane pociągnięcia kredką dziecka lub manifest szaleńca; kreski stawiają podeszwy. Brakuje oddechu. N.I.B. - na pożegnanie. Ostatni zastrzyk pożyczonej adrenaliny, Evil Woman. Niech mnie ktoś zaniesie do domu...

Brak komentarzy: