23.09.2007

Żona kusi męża

Tytuł serii został nagięty na potrzeby wpisu. Jak tu jednak nie złamać zasad, kiedy w lodówce czeka jeszcze połowa łapówki. Wszyscy biorą. Kto nie bierze ten... chudy.
A tort pomarańczowo-cytrynowy, niczym Houdini, gotów uwolnić spętane dietami umysły.

Orange Lemon Cake


Dziękując za skuteczne pokuszenie kończę ten wpis lepkimi od karmelu palcami.

17.09.2007

W krzywym zwierciadle

Po trzech tygodniach zmagań lustrzane drzwi do szafy zawisły. Przebyliśmy długą drogę, prowadzącą przez Radości Małe, Irytację Mazowiecką, Gniewki Warszawskie i Suchą Bezsilność. Boję się publikować ten post, aby jutrzejszy ranek nie przywitał mnie kolejną rysą, mknącą z leniwą skutecznością na północny-wschód tafli. Dziennik podróży zapamiętał jednak kilka smakowitych kąsków. Zebrałem je na peronie Radości Małych, nieświadom dalszego biegu wydarzeń.

(Podczas montażu stolarz przewraca szklankę, rozlewając herbatę na świeżo malowaną ścianę)
Wpis 1: Dobrze, że to nie była szklanka z benzyną, a pan J. nie pali.

Wpis 2: Słyszałaś? Teraz wyjął obcążki do paznokci, aby zabić stres... zastrzyk z adrenaliny zrobił swoje.

Wpis 3: O jeziuuuuuuuuuuu, chyba obciął sobie kciuka.

Wpis 4: Chyba przestał oddychać... idziemy? Nieee, dalej obcina paznokcie.

Wpis 5: Strasznie sapie... i dyszy. Lepiej niech się uspokoi bo będzimy mieli lustra zaparowane i jeszcze klej biurowy puści. A może na oddech skleja...

Wpis 6: Mam nadzieję, że nie liczy od chuchnięcia.

Wpis 7: Dziś śpię poza domem. Dołączysz?

Wpis 8: Jak poprosi o drugą herbatę... to go trochę przetrzymaj, albo rób mu w małych kubkach... albo wystawiaj mu na balkon... albo powiedz, że przy windzie stygnie.

Wpis 9: Zabiłaś go? Boże, boże co my zrobimy z ciałem... teraz już na pewno nie wrócę.

Wpis 10: Rozpuścimy go w jego własnych rozpuszczalnikach.

Wpis 11: Nie dawaj mu herbaty... sam się wykończy.

12.09.2007

Long as Buddha can grow it, my hair

Mam coś z negatywu Samsona. Wystarczy kilka pociągnięć maszynką. Życie staje się prostsze. Noc smakuje lepiej. Uśmiech się szerzej szczerzy. Skinhairy.

31.08.2007

Żona pyta męża

Ż: A jak przyjdzie zima, będziemy wywieszać słoninkę sikorkom?
M: Pewnie, że tak... a może zrobimy karmnik? Zobacz, zostały kawałki desek.
Ż: Duże?
M: Hmm... takie karmnikowe.

(Po krótkich oględzinach)

Ż: Nooo... to będzie duży karmnik. Myślisz, że sarenki też przylecą?

22.08.2007

Pan Wiśnios

Cera blada, oczy sine
Z drżeniem dłoń ma się zaciska
Lekarz przybrał mądrą minę
Dziś diagnoza. Lampa błyska

Masz tu leki, w drogę ruszaj
Wszystko według scenariusza
Hej, jak zagrał dziś depresje!
Teraz role będą większe!

Sceną metro, fotel, sofa
Sztuczny pot mi czoło zrasza
Nikt się z roli nie wycofał
Nie ma dubli - dobra nasza

Więc za słuszną sprawność grania
Będzie kasa do pobrania
Hej, jak zagrał dziś depresje!
Teraz role będą większe!

(Na podstawie utworu "Pan Kmicic" Jacka Kaczmarskiego)

18.08.2007

Żona pyta męża

Ż: Kochanie, wiesz co jedzą weganie?
M: Hmm...
Ż: Tylko to, co samo spadnie z drzewa.
M: Czyli jeśli wiewiórka się poślizgnie albo dzięcioł straci równowagę...

5.08.2007

Drożdżowa dziewica

...czyli moje pierwsze ciasto.

Nie masz cukru waniliowego - zetrzyj skórkę cytryny. Nikt jednak nie dodał "... z cytryny". Obrałem cytrynę ze skórki. Wyparzyłem. I zacząłem trzeć. Tu pierwszy raz pojawiły się wątpliwości. Czy lekka domieszka ludzkiej skórki wzbogaci smak?

Hmm... jak mama to robi, że dookoła panuje porządek? Po kilkunastu minutach kuchnię ogarnia chaos. Ciasto lepi się do rąk, ręce do miski, miska do spodni. Miało po pięciu minutach odchodzić od rąk. Po dziesięciu minutach ja odchodzę od zmysłów. Brak współpracy. Ciasto stara się wchłonąć jak największą część kuchni. Zalewam je tłuszczem, wsypuję mieszankę skórek. Niech się dzieje wola ciasta. Mija pięć minut. Dziesięć, piętnaście. Ciasto nie wyrasta. Po pół godziny rusza powoli w górę by po chwili wypełnić misę. Rozkładam je do formy. Smaruję jajkiem. Nadmiar tworzy kałuże w zagłębieniach. Nie poddaję się - odsączam ręcznikiem papierowym. Musi się udać. Gorące 200 stopni w ustach... piekarnika. Czterdzieści minut nerwowego spaceru. Ping! Zaostrzona zapałka prawdę ci powie - nie ciągnie się. Wyciągam. Tak naprawdę powód powstania tego wpisu jest trywialny; ciasto tak długo stygnie...

Photo story:
Yeast Cake

1.08.2007

Wikipędy ści(nam)

Oburzony przebiegiem dyskusji, nad stosownością umieszczenia wpisu Ewa Garniec w wikipedii, pozwoliłem sobie na krótką ripostę. Wybacz, Ewo formę listu ;-)

Droga Ewo,
ludzki umysł ograniczony walką z nałogiem, miłością do Górnego Śląska, fetyszyzmem obozów nazistowskich, obłudą stwierdzeń o tolerancji, nie jest widocznie w stanie pojąć tak abstrakcyjncyh terminów jakimi są Twórca, Wizja, Sztuka. Skupieni na szarej rzeczywistiści, zatęchłej przeszłości oraz walce z własnymi kompleksami nie potrafią docenić wartości ducha. Najprostszą ripostą jest atak. Ciężko mi jednak zaakceptować, że ludzie deklarujący otwartość idei, jaką niewątpliwie jest Wikipedia, ograniczają postrzeganie w tak dotkliwy sposób. Przez paradoks wybielania tablic wiedzy.
Osoby takie jak Felice Ross, Piotr Pawlik, czy oczywiście Ty, droga Ewo są dla nich tylko pustymi kartami. A nawet w powiązaniu z waszym dorobkiem jesteście, w ich mniemaniu, jedynie ludźmi bez twarzy. To nie was chodzą(?) oklaskiwać. Nie chcą was znać. Niech więc świat zamknie oczy, skoro oni nie patrzą. Pragną dyktować sposoby percepcji. Niestety, w ich wykonaniu są one bezbarwne i nudne.

Nam - wrażliwym na piękno jakie tworzysz, nigdy nie zabraknie wiary w umiejętności i świadomości twoich dokonań. Wiem, znów górnolotnie, ale ze szczerego serca.

Na pohybel! Sekatory w dłoń! Boooogguuuuuroooodziiicaaaa...
Nie będą (wiki)pędy pluć nam w twarz. Pędraki im germanić!

29.07.2007

Żona poucza męża

...czytającego informację z puszki farby olejnej.

M: [...] Działa szkodliwie na organizmy wodne.
Ż: Czyli nie należy w niej trzymać rybek.

17.07.2007

Depresja maklera

...czyli jak kardiologów uczyć każę.

Po zdjęciach próbnych wygląda podobno obiecująco. Tylko ten bezrękawnik... i jak to niektórzy mówią - "wrona", na ramieniu. Nie daję jednak wiary, że w takim ubiorze nie mógłbym wywołać zamieszek w indeksach giełdowych spółek. Spadek, wzrost, spadek... kupować, kupować... tylko u mnie gorące akcje zimnych koncernów... ale ja nie o tym.

Będę miał kilka minut aby tysiące kardiologów w kraju nauczyło się odróżniać depresje, stany lękowe oraz stany lękowe przed stanami lękowymi, od chorób układu krążenia.

Losy setek tysięcy przypadków klinicznych w moich rękach. Powiecie - "Mesjasz". Nie, zwykły chłopak z sąsiedztwa. Tak... ten sam Marcin, Marian, Butthead... czy jak mnie zwykliście nazywać. Uderzę laską amatorskiego aktorstwa w skałę umysłów. Niech ci co zobaczyli uwierzą. Niech ci co uwierzyli ...zapłacą.

A ty mój przyjacielu, abyś mógł za kilka lat w klinice psychiatrycznej powiedzieć: "Świadkiem u niego na ślubie byłem... i co z niego wyrosło".

8.07.2007

Żona pyta męża

"Kochanie, dlaczego ludzie piszą wirusy?"

Widzisz, Skarbie. Czasem jest to 'proof of concept'. Bardzo często jest to jednak zwykłe dokarmienie własnego ego. Tworzę wirusa, wypuszczam go na wolność i mam satysfakcję z jego destrukcyjnego dzieła.

"No tak, ale przypuśćmy, że tworze 'maszynę do prucia majtek' i podrzucam ci ją do szafy. Zabawny jest przecież tylko moment kiedy mogę zobaczyć wyraz twojej twarzy. Jaką satysfakcję da mi sprucie majtek komuś, kogo nie widzę?"

Widzisz, Skarbie. Sprucie majtek komuś obcemu to rzeczywiście nic wielkiego. Jest to również kiepska zabawa. Kiedy jednak usłyszysz, że pięć milionów "maszynek do prucia majtek" zagraża stabilności rynku, zakłady tekstylne zacierają ręce, a ludzie na całym świecie boją się otwierać szafy... to już jest coś.

5.07.2007

Podróż z Ziemi na Etnę

Zgodnie z obietnicą - kolejna pastylka sycylijskiego krajobrazu.

Etna

1.07.2007

Na beznudnej wyspie

Cefalu


W przygotowaniu m.in.:

- Sycylijskie jaszczurki
- Podróż z Ziemi na Etnę
- Archimedes i przepiórki

Stay tuned.

12.06.2007

Wiesssz, za so ja cie szanuje...

Wedding Party

Prosto na lotnisko...

Jest już po siódmej. Za godzinę zamówiona taksówka zabierze nas na Okęcie. Laptop obraził się; zostaje w domu. Nie jestem go w stanie przekonać aby szybciej przetwarzał kolejną porcję zdjęć. Wpis ten musiał się jednak pojawić. Łechtane dotykiem palców klawisze zmotywowały go do zawieszenia strajku. Im więcej ja piszę tym szybciej zwiększa się licznik przygotowanych fotografii. Nie wiem jaki poziom postępu osiągnie o godz. 20:00. Informuję więc zainteresowanych - kolejna dawka sobotnich obrazów jest w drodze. Zawiera około stu pięćdziesięciu zdjęć. Tym razem są to obrazy weselne. Spośród ponad pięciuset zostały wyłowione te, które nie mogą zostać użyte w postępowaniach karnych, procesach ustalenia ojcostwa, ekskomunice.

Z każdą minutą upewniam się, że nie zdążę zamieścić linku do tej galerii. Znajdziecie ją jednak wprost na stronie:
picasa.google.com/wisnios

Stay tuned.

Prosto do nieba...

Wedding

29.05.2007

Posłowie

Tak oto zdobywcy przechodzą do historii. Pierwsza załogowa, solaryczno-kosmiczna podróż... niedomkniętym artefaktem sztucznego słońca. Nikt nie uprzedził mnie, że właz się sam nie zamknie. I tak leciałem przez osiem długich minut narażony na połowiczny żar atmosfery. Ku chwale ojczyzny kończąc podróż; po lewej stronie biały, po prawej - czerwony.

28.05.2007

Artificial Solaris

To było jak koszmar.

"Musimy się spieszyć, zostało piętnaście minut." - "Ale ja... nigdy wcześniej tego nie robiłem". "Tu może się Pan rozebrać [...] Wszystko będzie dobrze, proszę tylko postępować zgodnie z instrukcją na ścianie."

Czas mija...

Boże, ale tu są cztery ściany. OK, ta ma okna - odpada. Druga - lustro, zasuwane drzwi - żadnych wskazówek. Trzecia - pusta. Czwarta - "Odpręż się. Zadbaj o siebie".
Jak mam się odprężyć? Zostało najwyżej trzynaście minut a ja w dalszym ciągu nie wiem jak uruchomić ten artefakt. Jestem nagi; czytanie ściennych gazetek zza zasłony ażurowych żaluzji w drzwiach nie sprzyja lekturze. Mam... dowcipnisie - instrukcja wielkości pudełka papierosów tuż obok panelu na ścianie. "Naciśnij START" - nie zapowiada się różowo. Nie zdążę tam wskoczyć. Nie wiem nawet czy artefakt się zamyka. "Ustaw liczbę minut." Wybieram 8. "Naciśnij dwa razy START". Po pierwszym naciśnięciu liczba zmienia się na 10 i zaczyna się odliczanie. "To pułapka, chcą mnie wykończyć". Za późno na odwrót. Wciskam drugi raz przycisk START. Ignition, silniki jedna trzecia naprzód, włączamy reflektory... Wskakuję do kabiny. Mają mnie... Pęd powietrza... Jasność... Przełączam nerwowo przyciski w kokpicie... Pęd powietrza ustaje... Wchodzimy w atmosferę, czuję jak tracimy osłony - żar staje się dotkliwy, brakuje powietrza. To koniec. Patrzę w ostatniej chwili na licznik. Pozostało trzydzieści sekund. "Wytrzymaj, wytrzymaj..." Ciemność... Cisza... Kosmos.

Czego człowiek nie zrobi aby być pięknym... synem nie-piekarza...

22.05.2007

(Nie)małosolne stepowanie

Lato w pełni maja. Przewidując nadejście zapowiadanego przez IMGW kataklizmu piszę. Jutro niczego nie będzie. Dwa stopnie w dwustopniowej skali zagrożenia burzowego. Wiem, wiem... inni mają dziewięcio-, dziesięciostopniowe skale... a my - pikusie z centralnej Polski. W obliczu nadchodzącej zza widnokręgu zagłady nie czas się licytować.

O czym tu pisać do potomności?

Dzień przed zagładą spędziłem wieczór na stepowaniu.
Trzydzieści stopni. Dookoła ludzie umierają tonąc. Byłem z nimi, cierpiałem szczęśliwy. Zabrakło słoja. Dziwne, na codzień noszę go przecież przy sobie. Dziś zebrałbym solankę, jutro kupił ogórki...
Wiem, nie miałem słoja bo jutro tylko szczerbaty kaznodzieja, z napisem "Dzień Sądu nadchodzi", sam będzie świętował pełnię przepowiedni.

Mija kolejna godzina. Centrum śmierdzi bardziej. Czy to początek?