29.07.2008

To nie dom

To jakieś pieprzone terrarium na pasikoniki.

Chwilowo grzecznie transportuję je na balkon. Pierwszy pasikonik... drugi pasikonik... trzeci pasikonik...

Kiedyś (niedługo) jednak cierpliwość moja się skończy... i polecą zielone ciałka siłą grawitacji niesione.

27.07.2008

Speakable

A chciałem tylko pograć w szachy...

Sama rozgrywka z komputerem staje się dość nudna, kiedy po kolejnych partiach "Black wins!" wyśmiewa moje umiejętności Anty-Rubinsteina. Postanowiłem wprowadzić element high-endowy - kontrola głosem. Po piętnastominutowej kalibracji głosu, udało mi się w końcu odczytać prawidłowo kilkanaście wymaganych fraz. Rozpoczynamy partię - "Połn dżi tu tejks dżi tri... Pałn dżi tu tu dżi for, Pałn i tu tu i tri, Najt dżi łan tu ef tri, Najt dżi łan tejks ef triii..." - nawet jedna figura nie zmienia swojego położenia na szachownicy.

No cóż, zdolności lingwistyczne w tej rodzinie zawsze były (i są) domeną kobiet. Nie poddaję się jednak. Kofiguruję "słowo klucz", umożliwiające przyjęcie polecenia przez komputer bez przytrzymywania klawisza. Pierwsza próba. "Leon, kuit from czess"... "Lion, kuit de czes"... "Ljon, kłit from czes". Porażka. Wybór drugiego słowa trwa o wiele dłużej. Computer - domyślne, ale banalne. Apple - nie przesadzajmy z tym trendseterstwem. Machine - zbyt pachnie skórą i lateksem. Listen - trafiony.

"Lisn, ołpen de czes"... bzzik. Ta da! "Lisn, kłit from czes"...bzzzik. Ta da! "Lisn, ołpen de czes"... bzzik. Ta da! Po serii dwudziestu powtórzeń musiałem przestań, łzy śmiechu same cisnęły się do oczu.

Człowiek potrafi być wyjątkowo głupi w zestawieniu z maszyną, zwłaszcza kiedy jej niedoskonałość wymusza na nim głupotę jego zachowań.

21.07.2008

Evil Elvis, czyli z notatnika perkusisty

Zmieńmy rytm - boli mnie pośladek
Ojca Tadeusza Polskę orły obesrały
Grajmy psychodelię póki Elvis zły
Rymy z metra (cięte) na kartce powstały

19.07.2008

Mroku dwie twarze

Nie wystarczy użyć czerni aby pokazać mrok.

Przeczytałem dziś Black Hole Charles'a Burns'a. Kreska zbyt "cienka" aby obronić literacki przekaz. Przekaz naiwny. Franca wynaturzająca ciała nastolatków. Na tle choroby - walka o uczucia.

Życie codzienne jako narkotyczno-alkoholowa marmolada, z której nie byłem w stanie wygrzebać ani piękna ani odrazy. Komiks na tyle ciekawy na ile może być ciekawe oglądanie grupy nastolatków pod blokiem.

Oglądanie dzień po dniu. Oglądanie przez rok. Oglądanie jak bardzo wypryski na twarzy są w stanie odizolować jednostkę. Odsunąć jego od tej najbardziej wypomadowanej na osiedlu. Odsunąć ją od tego z najgrubszym... łańcuchem.

Zmiany fizjonomii jeżeli miały przerażać - bawią, jeśli miały pachnieć perwersją - wywołują uśmiech politowania.

Czerń zbyt różowa.


Sztuczność człowieka potrafi oślepić jeżeli zestawi się ją z życiem robota.

Wczorajszy seans WALL-E.
Nie, nie zamierzam zamienić tego bloga w notatnik recenzenta.
Kilka luźnych uwag.

Rasa ludzka przedstawiona jako wypaczona przez rozwój technologiczny masa. Masa niezdolna do poruszania się o własnych siłach. Zbiorowisko pozbawione świadomości otaczającego je świata. Mięśnie ustępujące na rzecz tłuszczu. Reklama wypierająca sztukę. Ekran zastępujący twarz drugiego człowieka.
Bajka? Może. Wzruszająca? Owszem. Postawiony przed wyborem spędzenia czasu z wytworem błyskotliwości Pixaru oraz dręczącym mnie krówkowatością ciągnięcia Otworem, wybieram... and the winner is... WALL-E.

Jedna z wisienek na torcie - zakończenie ładowania baterii Walle'go sygnalizowane dźwiękiem startowym komputerów Mac. Ukłon twórców w stronę producenta wykorzystywanego sprzętu/oprogramowania? Popieram ;-)

...i jeszcze jedna wisienka, którą zbyt łatwo przeoczyć, kiedy pani sprzątająca dyszy z miotełką nad ostatnimi widzami opuszczającymi salę. Zakończenie filmu jako kalejdoskop epok w sztuce i technologii. Od hieroglifów, przez impresjonizm, postimpresjonizm... po gry komputerowe.

14.07.2008

Polowanie zakończone


IMG_1533
Originally uploaded by marcin.wisnios

Najcelniejsze strzały w galerii flickr'a.

13.07.2008

Płonie niebo

...nad Warszawą. Piękne. Bateria na wyczerpaniu przy czwartym uderzeniu burzy.
Na jedno kliknięcie migawki kilka(naście) uderzeń. Nie ma ulic. Potoki. Nie ma spokoju. Ryk. Nic nie ma. Jest tylko burza.

1.07.2008

Co jedzą łajdaki?

Łajdaki zawsze jedzą kokatile.

28.06.2008

Siostra informuje brata

S: TVN kupuje jednak nowe programy, które są puszczane w Stanach, a Polsat tylko filmy z lat 80-tych... no wiesz... "ona choruje, jeździ konno, a potem śpiewa do boga".

27.06.2008

Front wyzwolenia renglody

Rengloda to jest potęga
Rengloda najsłodsza jest
Renglody jem od dzieciństwa
Nie daj się renklodą zwieść!

Renkloda - pień zwalonego drzewa nad rzeką Ren (przyp. autora)

24.06.2008

Zasłyszane między garażami

Dziadek1: Witaj Robert! Jak żyjesz?
Dziadek2: No, jeszcze żyje.
Dziadek1: Co u ciebie słychać?
Dziadek2: Byłem w weekend na działce.
Dziadek1: A ja byłem u ciebie w niedziele, ale chyba byłeś na działce.

22.06.2008

Żona pyta męża

M: Gdzie jest liść bobkowy? Schowałaś?
Ż: Przepraszam, wyrzuciłam...
M: ??
Ż: No, bo tak myślę - lato, skąd taki stary liść? Myślałam, że nawiało.

1.06.2008

Elvis has left the building

Our web broadcast service is not live. There is roughly a 45 minute delay after the wedding before it is viewable online.

No nic, czekamy. Jak tu nie kochać króla?

31.05.2008

Koniunkcja planet w Las Vegas

Będziemy dziś swiadkami niezwykłego zjawiska. O godzinie 20:00 (GMT-8) dojdzie do koniunkcji dwóch planet - Wenus i Mars. Zjawisko będzie najlepiej widoczne w stanie Nevada (U.S.). W Polsce koniunkcję będziemy mogli obserwować od godziny 5:00 (GMT+1), dnia 1 czerwca 2008 roku.

W roli Wenus wystąpi Magdalena Wiśnios, w roli Marsa - Bjoern Schaefer.

To niezwykłe wydarzenie będzie transmitowane na żywno, dzięki uprzejmości obserwatorium astronomicznego Graceland.

Poniżej podaje dane dostępowe dla wszystkich astro-love-amatorów.

Strona obserwatorium
(dla niewtajemniczonych, potocznie nazywanego Kaplicą)
http://www.gracelandchapel.com/

Dane do wprowadzenia w cyfrowych teleskopach:
Azymut: http://gracevid.bannerview.com/weddings/

Położenie planet w momencie rozpoczęcia zjawiska:
Groom's Last Name: Schaefer
Groom's First Name: Bjoern
Bride's Maiden Name: Wisnios
Bride's First Name: Magdalena
Date of Ceremony: 05/31/2008 (mm/dd/rrrr)

Wywiad astronomiczny donosi, że podczas zrównania się linii planet będą słyszalne dźwięki... do złudzenia przypominające muzykę Króla... Elvisa. Z niecierpliwością czekamy na potwierdzenie faktu, że kulminacyjnemu punktowi połączenia zawtóruje "Viva Las Vegas". "Love me tender" o 5:00 rano może wywołać efekt chwilowego rozmarzenia i nostalgii; skutki powinny ustąpić po kilku minutach. Uprasza się wszystkich obserwatorów o ostrożność i panowanie nad emocjami.

Depeszę kończę słowami, znanej wszystkim miłośnikom nieba, przyśpiewki:
"Niech im gwiazdka pomyślności nigdy nie zagaśnie..."

A z tymi, którzy akurat nie będą na morzu lub w przestworzach, wznoszę toast: "A kto z nimi nie wypije... tego Elvis trzaśnie"

29.05.2008

Sprzedawca snów

Nie mam w zwyczaju pisania o własnych snach.
Niektóre jednak warte są tego, aby uwiecznić fakt ich śnienia.

Nie często przecież jest się kucharzem na okręcie wojennym klasy niszczyciel, który należy do... Pana Kleksa.

28.05.2008

Zasłyszane w kolejce

K1: Co u niej?
K2: Zakochana.
K1: Bardzo, bardzo?
K2: Very, very.
K1: Czyli chora.
K2: Ale psychicznie...


No comment.

26.05.2008

Jedzenie bogów

3 kg pielmieni (tylko i wyłącznie z Baru Zakręt) i 2 kg truskawek.
Ambrozję i niebiańskie manny można rozdać. Zarządzam zmianę mitycznego menu.

13.05.2008

W krainie EOstworów

Czy to z czekolady ufo?
Czy to udko w locie świerszcza?
Ja nie zmyślam, to galeria jest pokarmów
W szklanym domu boa-węża.

8.05.2008

Agitator


Witaj Marcin,

Rozpoczęło się głosowanie w ramach Misji! Powiadom rodzinę i znajomych o swoim zgłoszeniu, aby i oni mogli na Ciebie zagłosować.

Oto link do Twojego zdjęcia:
http://ta.canon-europe.com/?pg=gallery&cc=pl&lc=pl&photo_id=foto48177e563e29a

Powodzenia!


Niech informacja stanie się siłą.
Niech słodycz, pozowanie i geriatria nie zatryumfują!
Do urn! Naprzóóóóód...

27.04.2008

Dzieło stworzenia

...czyli jak rodzi się POP.



26.04.2008

Kto ma dłuższego w łazience

...czyli spacer z aparatem po Łazienkach.

Już po wejściu na teren Łazienek stadko fotoamatorów. Stadko to dziwne bo tylko jedna sarna (daniel, czy tam...), i kilka obiektywów ukrytych w trawie i wśród drzew.



Z każdym krokiem, po przecinanych rudymi ognikami wiewiórek ścieżkach, licznik porównań zaczyna się kręcić coraz szybciej. KAŻDY mijający mnie mężczyzna zestawia moje 55mm (obiektywu...) ze swoją przedłużającą protezą męskości. A jest co porównywać. Po krótkiej obserwacji stwierdzam, że to głównie lekarze dermatolodzy, pracownicy naukowi badający złożone stuktury atomów, i astronomowie... bo kaliber lunet przyniesionych do parku poraża. A! Kilku z nich to ewidentnie weterynarze; z takimi obiektywami musieli z pewnością stwierdzić zapalenie spojówki, zarobaczenie, i niedrożność jelita grubego sarny.

Kilka luźnych obserwacji:
- karpie coraz grubsze, są w stanie już połknąć jednorazowo pół "rogalobułki"
- dzieci uparcie próbują dogonić pawia (nie wiedzą jeszcze, że kiedy wejdą w burzliwy okres dojrzewania - role się odmienią)

19.04.2008

Nowe kopyta

Po tygodniu przesyłka pokonała Atlantyk. W piątek odebrałem nowe buty - Capezio Hoof Master (blachy TeleTone). Dopasowane idealnie. Zbyt idealnie.

Pierwsze "tap, tap" na wykładzinie w kuchni zakończyło się myciem podłogi. Nowe blachy zabarwiły pcv na czarno.

Dziś pierwsza próba. Po dwóch godzinach wiem jak czuły się geishe z połamanymi stopami oraz pięcioletnie dziewczynki po pierwszych lekcjach baletu w pointach. Palce bolą, kostki lekko opuchnięte. Myślę, że to kwestia tygodnia, dwóch kiedy buty zaczną "zrastać" się ze stopami.

Brzmią doskonale. Blachy firmy Sansha brzmią przy nich dość pusto, sucho.

Ciekawostka: stawiając stopę, wyraźnie słyszalne są trzy uderzenia. Wynika to z długości blachy na obcasie, która jest dłuższa od Sanshy prawie o centymetr.
Gładka skóra obicia, skórzana podeszwa oraz obcas. Gumowe wzmocnienia podeszwy zamiast tekturowych wyklejanek Sanshy. I do tego miła niespodzianka - "Made in Brasil". "Made in China" brzmi już jak globalna marka, a jednak można inaczej.

Tradition.
Salvatore Capezio, w wieku siedemnastu lat, otworzył w 1887 roku swój sklep na Broadwayu (rok po odsłonięciu Statuy Wolności). A napis nad drzwiami głosił "The Theatrical & Historical Shoemaker".
Tradition... to był bardzo dobry wybór.

17.04.2008

Niebo

Być blisko pierwszego.

Piekło

Być drugi.

29.03.2008

Podróże kształcą

Pasażer 1: Znassie Brussa Li?
Pasażer 2: No pewnie. To ten, no... japończyk, ...chińczyk, ...no - kitajec!
P1: Nie powiedziałbyś, że kitajec gdybyś go poznał. Nawet nie wiesz kiedy były jego filmy.
P2: Pamiętam. No, ale skoro wiesz lepiej to mi powiedz.
P1: Tysiąc... ... ... dziewieńset... ... ... dziewieńdziesiąty drugi. Byłem wtedy w jednostce, w Słupsku. Była tam taka knajpa dla koni. Wchodzisz, a tam konie, i siano możesz wyciągnąć... Patrze, a przy stoliku siedzi Brus Li.

W tym momencie albo wjechaliśmy w tunel albo łzy zaburzyły mi percepcje. Płakałem ja. Płakali współpasażerowie. Niestety, kosztowało mnie to wiedzę.

Co też robił Bruce Lee w 1992, w knajpie dla koni, w Słupsku?

16.03.2008

Gdynia w obiektywie


ORP "Błyskawica"
Originally uploaded by marcin.wisnios

Byłem Jedi

... dopóki żona nie przerwała sagi, mówiąc: "Eh, mali chłopcy i ich zabawki".
Wszystko dzięki MacSaber i 'Sudden Motion Sensor' w MB Pro.

Bajka. A wygląda to tak.

13.03.2008

Przypowieść o sukach

Zachciało się sukom nauki pobierać
wybrały więc Wyżła, za radą teriera

Jak łapać zające, uczył je skwapliwie
Jak trop świeży wybrać, nauczał cierpliwie

Lecz suki miast w trawę patrzyły mu oczy
Nad tropem się schylił - zaczęły się moczyć

Gdy lekcje mijały - w skrytości wzdychały:
"Ach... zerżnij mnie, zerżnij mnie, Wyżle Wspaniały"

Wysłano raz Wyżła na dalekie łowy
w zastępstwie się zjawił lis skromnej budowy

Grzbiet mniej wyniosły, choć piekną ma kitę
Nie umie też szczekać, włada za to sprytem

"Nie chcemy tu lisa, chcę Wyżła nauki"
Odeszły skowycząc: "Niech uczy borsuki!"

Lis chwilę odczekał i pobiegł na skróty
"Zgotuję im lekcję, na miarę Boruty"

Przestawił drogowskaz, pod liśćmi skrył szlaki
I zamiast do domu, wysłał suki w krzaki

A tam już czekała wesoła kompania
Jeż, śliska jaszczurka i pijana łania

Szczegółów tej sceny poznać nie możecie
Bo to jest przypowieść... o niskim budżecie

Nie mogę wam jednak odmówić morału
Niech nikt nie zarzuci pisania banałów

By proces nauki nie był bezcelowy
Do oceny wiedzy używaj nie cipki, lecz głowy.

6.03.2008

Czwarta próba, pierwsza ocena

Dziś stuknęła czwórka, na liczniku prób w nowej sali. Wykładzina PCV przestaje stawiać opór; może się przyzwyczaiłem. W zestawieniu z lakierowanym parkietem, na którym leży, wygląda jak nimfomanka przy dziewiczym ciele zakonnicy. O analogi otarć i przebić nie wspomnę.
Anka zabrała wszystkie płyty, wykorzystywane podczas treningów, do Gdyni. Włączyłem więc szybko do stepowej kompilacji 'Olatunji! Drums of Passion' - strzał w dziesiątkę. Nowe rytmy. Nowe pomysły układów. Tylko kondycja nie nadąża za własnymi oczekiwaniami.
Próby obrotów przynoszą rezultaty. Zanika efekt "drugiej półlitrówki w krwiobiegu".
Pod koniec próby jegomość ze złamaną kończyną górną, przepraszając, przemknął across the dance floor. Po kolejnych piętnastu minutach odbył podróż nazad. Uznając, że sam uśmiech to nietakt, rzucił w moją stronę: "Coraz lepiej". Jak zawsze w takich momentach - przestało być lepiej.
Skończyłem pół godziny wcześniej, i słodko zresetowany udałem się w stronę domu.

Iron Man

No... z taką ścieżką dźwiękową to poszedłbym nawet na najbardziej marną ekranizację Halequina. Zobaczcie twór przy którym Robocop to cieknący szczeniak, a Terminator to wyschnięta pestka - Iron Man.

http://movies.yahoo.com/feature/justthefacts_ironman.html
(Theatrical Trailer na dole strony)

Ups, chyba popuściłem.

1.03.2008

Orkan idzie

Kupiłem duży olej, więcej jajek, pół kilograma pistacji.

26.02.2008

Tańcz, tańcz pinokio

Po miesiącu przerwy - drewno. W kolanach, kręgosłupie, mózgu.
Dwie godziny narcystycznego, a zarazem krytycznego "sam na sam" ze ścianą luster.
Na początek mała, samowolna rozgrzewka. W przewodach wentylacyjnych (takich samych jakie przeczołgują zdenerwowani bohaterowie filmów akcji) ostatni krzyk punk-folk-kontestacji młodych gardeł. Skutecznie zagłuszam, z pomocą Nieśmiertelnej Królowej.

It also left a man's decapitated
body lying on the floor,
next to his own severed head -
a head which at this time has no name...

I know his name

Here I am, I'm the master of your destiny...

Coraz cieplej, obraz zaczyna się rozmywać; pot czy obłęd?
Techno z czeluści, improwizacja. Nogi zaczynają odmawiać posłuszeństwa. Po godzinie chcę wracać. Żałuję drugiej godziny - zmniejszam tempo. Próba wyciśnięcia choć kropli oryginalności. Świeżo zakupiona wykładzina PCV zaczyna przypominać pierwsze nieokiełznane pociągnięcia kredką dziecka lub manifest szaleńca; kreski stawiają podeszwy. Brakuje oddechu. N.I.B. - na pożegnanie. Ostatni zastrzyk pożyczonej adrenaliny, Evil Woman. Niech mnie ktoś zaniesie do domu...

16.02.2008

Wirtualna telewizja



Czasem nie treść filmu, lecz jego "niesamowita" zapowiedź skłaniają człowieka do oglądania. Po przeczytaniu ostatniego zdania wiedziałem, że będę obcował z prawdziwie tajemniczym wytworem hollywoodzkiej kinematografii.

8.02.2008

Mr. Black

Mr. Pink: Why can’t I be Mr. Black?
[...]
Joe: I tried that once, it don't work. You get four guys fighting over who's gonna be Mr. Black.

— Quentin Tarantino, Reservoir Dogs

7.02.2008

Rezurekcja

Pieśni cerkiewne - uspokajają myśli. Słucham ich aby zagłuszyć szum, który niesie codzienność. Niesamowite jak w zestawieniu z katolickim (przy)śpiewem wydają się bogate.
Słuchając Russian Chant For Vespers wierzę w ich zaangażowanie w wiarę, radość przeżywania.

Choć nie ukrywam, że może budzić pewną konsternację obserwowanie człowieka, który zasłuchany w pieśni o zmartwychwstaniu czeka... na "Wściekłe psy" Quentina Tarantino.

Nauczyciel

Podanie wysłane.

Czas rozłożyć skrzydła. Podnieść głowę.
Czy będę mógł zrealizować marzenie ostatnich miesięcy?

Pozytywna odpowiedź oznacza zwiększone napięcie tygodniowego grafika zajęć.
Oddam wiele za tę szansę.

Sala do samodzielnych prób stepowania. Dodatkowo - prowadzenie warsztatów dla zainteresowanych tą formą ekspresji / tańca.

Czekam.

4.02.2008

Show must go on

... a więc znów kilka świeżynek w setach flickrowych Królika i Nawrotnika.

W tym tempie zapełniania konta będę musiał się przerzucić na jego płatną wersję ;-)

3.02.2008

I can


Nawrotnik
Originally uploaded by marcin.wisnios

It's mine... my presious... Canon 20D... Now, I can.

Zapraszam do obejrzenia jeszcze ciepłej galerii Nawrotnika... i przepraszam, że przez najbliższe dni będę wyjątkowo monotematyczny, ale ten aparat... jest boski! Tylko chłopcy, którzy dostali dziś swoją pierwszą kolejkę elektryczną wiedzą o czym mówię... i ci, którzy widzieli mnie, jak z wypiekami na twarzy rozpalam migawkę do czerwoności.


Dla zainteresowanych - wrzuciłem również pięć nowych zdjęć do setu Królika (flickr).

30.01.2008

Królik, śmierć i konkurs ujeżdżenia


Rabbit...
Originally uploaded by marcin.wisnios

Zapraszam do galerii zdjęć z ostatniego spektaklu Grupy KONCENTRAT.
W sobotę i niedzielę (2-3.02, godz. 19:00) można będzie obejrzeć spektakl w warszawskim Studiu Berlin. Pokaz towarzyszący - "Nawrotnik". Szczegóły jak zawsze na koncentrat.com.

22.01.2008

Taxówkarza opowieść zebrana

Nocny wyjazd do pracy. Trzy godziny wrzasku maszyn. Północ. Powrót do domu przez opłakaną deszczem Warszawę.

Taxi-driver: To tu są budynki mieszkalne?
Mua: Nie - serwerownie, komputery...
T: Ooo, to widzę, że ze specjalistą jadę! Ja potrafię włanczać.

(Jakże naiwnym byłym wierząc, że to szczyt umiejętności kierowcy.)

T: Ten Internet to mnie wciąga tak falowo. Najpierw było to Allegro. Siedziałem i kupowałem wszystko - takie duperele, drobiazgi... A ta pizda to se torebek nakupowała.
I mówi - "Po chuj mi tyle torebek". [...]


T: Teraz tę naszą-klasę magluję. Ledwno rano oczy przetrę i już tam sprawdzam czy ktoś się nie znalazł. Ostatnio znalazłem koleżankę z podstawówki... w siódmej klasie ze szkoły ją przeze mnie wyrzucili. Złapali nas w kiblu jak ją dymałem. Ją wyrzucili, a mi nic nie zrobili, nawet matki nie wezwali... Daleko mieszka, szkoda... spotkalibyśmy się, powspominali... [...]

T: A tu mój ojciec mieszkał z kochanką. Umarła od wódki... on też umarł od wódki.

[...]

M: Na rachunek poproszę.
T: Dobrze, że oddają...

20.01.2008

Polish psycho

Stosunek stopnia zesztywnienia martwego ciała jest odwrotnie proporcjonalny do spokoju, który w sobie noszę - Myśli własne.


Nie jestem w stanie zachować spokoju kiedy gałęzie wykręcają się wbrew mojej woli.
Nie jestem w stanie opanować zdenerwowania kiedy tysięczna igła wygrywa z dywanem w konkursie stopnia pokrycia podłogowego.
Nie potrafię powstrzymać toksyczności języka kiedy trup jodły walczy z okrywającym je materiałem fioletowego prześcieradła.

Nie mógłbym zostać zabójcą, który musi po sobie posprzątać. Na jedną ofiarę przypadałoby dziesięć innych:

- kobieta w pralni, która zbyt mocno wykrochmaliła koszulę denata
- operator koparki, którego wynikiem pracy są teraz zalepione buty ofiary i pół mieszkania
- kioskarz, który wydał dwie garści drobnych, rozsypujących się przy próbie przeniesienia ciała
- producent szamponu, któremu nie udało się wygrać z przetłuszczonymi włosami, za które ciągnę martwy korpus w stronę przedpokoju
- ekspedientka, która powołując się na reklamę szampon ten sprzedała
- babcia, która zmęczona niedzielną mszą biegiem pokonała odcinek specjalny do windy... znoszę materiałowy kokon z trupem idąc klatką schodową
- anorektyczna blond paniusia, której pies ośmielił się wciągnąć wątpliwą woń zawiniątka
- pies... niech się za mną nie włóczy i w swetrze nie biega
- gospodyni, która chcąć rzucić przekleństwo na widok zaplamionych schodów, w pół słowa - "Kur.." - padła
- doręczyciel paczki... dla równego rachunku... bo za długo jechał.


Idę przytulić jedyne lekarstwo, które z nieśmiałym uśmiechem patrzy na mnie dużymi, brązowymi oczami i zawija się miękkiem ogonkiem małego palca dookoła mojego palca.
Gdyby nie ona... z mniejszą śmiałością patrzylibyście w moje oczy.


Przed wyniesieniem choinki proszę zapoznać się z ulotką środków uspokajających lub skontaktować się z najbliższą farmaceutką.

2.01.2008

Żona pyta męża

Ż: Co tak ciągle biegasz do tej kuchni?
M: Kataklizm, kataklizm!
Ż: Co się znowu stało?
M: Wiesz ile jest stopni na dworze? Minus jedenaście!
Ż: Łeee... jak byliśmy mali - to były mrozy...
M: Pewnie... jak byłaś mała to przy minus jedenastu stopniach dzieci w podkoszulkach biegały się z fokami bawić.
Ż: Pamiętam jak szkołe zamknęli, przy minus trzydziestu...
M: Na letnie wakacje - takie były mrozy.

23.12.2007

Wystąpili

Kreślenie słów obrazkowych spodobało mi się do tego stopnia, że postanowiłem zgodzić się na autoprezentację bohaterów.

Wystąpili. Kolejność pojawiania się na liście (atmo)sferyczna.

Bóg
Rocker
Kozek

22.12.2007

Nie będę niczego tłumaczył!

Myślałem, że przekaz komiksowy jest bardziej wyrazisty od słowa pisanego.
A jednak...

Komentarz żony: Daj mi telefon do swojego dealera...

Heaven And Hell

Notoryczny brak czasu. Czy zawsze musi wygrywać ta sama frakcja?
A może jest jeszcze szansa? Zakład to zakład.

Przesuwamy Święta

15.12.2007

Pudla dieta... czyli dramat jednego aktu.

Histora dnia wczorajszego.

Spiesząc do teatru Montownia, na Warszawską Noc Tańca, minąłem, na wysokości hotelu Sheraton, warszawską, starszą damę.

Powyższe zdanie zawiera zarówno znaki interpunkcyjne które wybrałem ja, jak i te, które wskazała moja żona. Podwójna (nie)zgodność gramatyczna.
Wróćmy jednak do naszej przeuroczej staruszki.

"Halo, prosze Pani! Sie Pani cofnie... nagranie bloga mamy." - pouczyłem grzecznie.
Możemy kontynuoawać.

Mijając staruszkę zasłyszałem krótki dialog.

Czarny pudel napinając naćwiekowaną odcinkami emerytury smycz zbliżył swój ciepły pysk, zakończony typowo pieskim zwyczajem wilgotną kulką nosa, do szyby hotelowego baru. Krótką chwilę zamyślenia przerywa reumatyczno-nerwowe szarpnięcie, wyprowadzone z okolic lędźwiowych nadgarstka zniecierpliwionej damy.

D(ama): Tam nie wolno!
P(udel): [nic]
(może tylko ciepły obłok pary delikatnie zaszumiał w mroźnym stołecznym powietrzu)
D: Chodź, dam ci rodzynkę.
P: [nic]
D: Chcesz rodzynkę? Masz.
P: [nic]

...a może byłem już za daleko aby słyszeć jego cichy komentarz.

P: Może i dupę dałem sobie wystrzyc, ale mazurka nie dam z siebie zrobić.

W tle wybrzmiewa pieśń polskich emigrantów, pracujących za psie pieniądze przy produkcji brazylijskich bakalii.

Jak Czarniecki do Poznania
Po rodzynek zbiorze,
Dla swej diety ratowania
Wróć pudlu za morze.

Allah zesłał słońce

Przyzwyczajony do wyszukiwania informacji o rzeczach nieznanych, sięgnąłem dziś po Google niczym po słownik. Poddany zostałem zaskakująco przypadkowej(?) manipulacji.

Wędrując po Solarisie (czyt. systemie) natknąłem się na pliki z przedrostkiem iiim. Po nieudanym odwołaniu się do manuali sięgnąłem po wyszukiwarkę. Wpisałem "iiim". Enter. Po kliknięciu na pierwszy link przywitały mnie słowa... "In the name of Allah, the most Beneficial, the most Merciful..". Czyżbym odkrył tajne... (następne słowo dedykuję żonie ;-) ) koniugacje... ekhm... koniunkcje... ekhm... powiązania pomiędzy systemem Suna a nauką Koranu?

Czasem lepiej nie znać odpowiedzi.

3.12.2007

Perkoklasista



Zdjęcie z lotu Thot'a.
Mam nadzieję, że Maja nie będzie miała nic przeciwko temu, że wykorzystałem fotografię z jej galerii.

2.12.2007

Wysyp Wiśniosów

Ostatnimi czasy, za pośrednictwem sieciowych kanałów informacyjnych, docierają sygnały z całego kraju o kolejnych przyczółkach klanu.
A myślałem, że to rzadkie nazwisko.
Warszawa, Legnica, Lisów,... Róg zadął. Nadchodzi czas zgromadzenia?
Są takie noce jak ta. Spite ostatnie tchnienia Jacka D.. Słowa krzyczą. Nie mogę im przeszkodzić.
Nie lubię prowadzić blogomiętnika. "Ducha winny" powstał jednak aby mi służyć. Naprzód.

Ukołysałem słowami żonę do snu... oby był spokojny.

Zakończyłem, na dziś, składanie materiałów reklamowych Koncentratu. Ostatnia pocztówka wygląda jak reklama linii tramwajowych września 1939. Kiedy uświadamiasz sobie taki fakt - lepiej przestać.

Po długiej przerwie podłączyłem wieżę. Wieża - relikt. Teraz - compact audio system.
Wysunięty język nakarmiłem hostią Kultu - "Ostateczny krach systemu korporacji". Znakomite. Nie mogę przestać poznawać swój raj.

Przejrzałem znajome blogi. Marazm i apatia.

Wyjątkiem są notatki tmarca. Pozazdrościłem zdjęcia z wczorajszej próby.
Maja z Thot'em uwiecznili "mój pierwszy raz". Tylko gdzie jest moja kopia?
Bravo pozazdrościłoby takich zdjęć. (Ciekawe czy ciągle prowadzą tę masturbogenną serię?)
Mam nadzieję, że najpóźniej w poniedziałek, będę mógł zaprezentować się publicznie za zestawem Yamahy. Pałeczki - osiem złotych. Satysfakcja niesamowita. Nie wiem czy pozostali członkowie "sieciowej instalacji" mogą podzielić ten entuzjazm, ja bawiłem się wyśmienicie. "Thank you, Yelonky Square Garden".
Od tygodnia słucham muzyki z perspektywy perkusisty. Chapeau bas (czyt. szapo ba).
Z bezpośredniej relacji gitarowego kolektywu wynika, że zapominam o istnieniu talerzy. To chyba kontynuacja kultu rytmu, zaraz za stepowaniem.

Dość tej spowiedzi.

Jestem grzesznikiem i o tym wiem. A okoliczni księża mają szczęście. Skończyła mi się właśnie lidokaina.

1.12.2007

Na łonie natury


Branded Administrator

18.11.2007

Tap Ducks

Zaczne od cytatu z żony. "Tak to bywa z zastępczymi składami na blok wschodni". Niestety, przez duże Ni.
To nie są ci Tap Dogs, których widziałem na video. To nie są te wygłodniałe od tańca psy, które prowadzi Dein Perry.
Może wszystkie potrafiły warczeć, gryźć... może dwa z nich. Doskonale opanowali natomiast olewanie. W dosłownym tego słowa znaczeniu. Tak, siódmy rząd był lepszym wyborem. Ludzi, w pierwszych rzędach, od całkowitego zalania uratowały kokony z folii. Niektóre panie wyglądały na zadowolone. Ja, straciłem kilkaset złotych za pokaz wytrysków... testosteronu.

Czy naprawdę istniejemy w świadomości innych nacji jako naród przygłuchy, niedowidzący i pozbawiony gustu?

Główną lekcją jaką zaliczyła owa brygada, była lekcja Stamp & Stomp. Opanowali ją do perfekcji. Kto głośniej uderzy - wygra bilet powrotny do Australi.

Idąc tam myślałem, że po wyjściu z sali kongresowej rozpłaczę się i powiem do żony: "Sprzedaj moje buty do stepu, to nie ma sensu". Nie stało się tak.
Dzieci były szczęśliwe. Panie pod pięćdziesiątkę piszczały, widząć wdzięczącego sie Chipa na emeryturze. Bardzo mi przykro, że jest mi daleko do szczęścia, o pisku nie wspominając.

Dobrze, że są jeszcze tancerze, których nigdy nie doścignę.

...bo lepiej jest gonić pięknego króliczka, niż złapać cerowanego zająca.

15.11.2007

Powiedz mi, że... montuję bosko



Poprawiłem jakość zamieszczonego filmu.

13.11.2007

&@*#%

To ja mało palców sobie nie powykręcałem, starając się szybko zarezerwować ostatnie miejsca w siódmym rzędzie. A oni, teraz, pół czwartego rzędu otwierają na rezerwację. Krew mnie zaleje!
Mam nadzieję, że podczas numeru z wodą użyją wyjątkowo brudnej i cuchnącej mazi... niech mam choć cień satysfakcji z zajmowanego miejsca, gdy wyfiołkowanych dam futra spłyną szlamem.

7.11.2007

30 minut

Warszawa da się zapchać. To mój nowy rekord. Jeden przystanek autobusowy. Wola-Ratusz do kina Femina. Trzydzieści minut z zegarkiem w ręku. Można zjeść, zdrzemnąć się, obejrzeć kreskówkę, pójść na spacer, wyznać grzechy (nie polecam, kierowca może być surowy i zabraknie czasu na pokutę), przeczytać gazetę, uprawiać seks, złożyć małą formę origami, wziąć kąpiel, nawrócić się (łatwowiercy nawet dwa razy), odbyć ciekawą dyskusję, poznać interesującego człowieka, rozciągnąć się, potańczyć, przejechać całą trasę metra, kupić kurę, oskubać kurę, zagotować wodę, posolić wodę, zmarnować sobie życie... Niestety. Czas na losowanie. W puli jest tylko jedna kula, z numerem 30. Musisz zagrać.

Przegrałem trzydzieści minut wolności.

6.11.2007

YEEAAAH!

Kupiłem właśnie bilety na występ Tap Dogs w Kongresowej.
Nie uwierzyłbym, jeszcze dwa lata temu, że tyle szczęścia może dać mi możliwość obejrzenia sześciu stepujących facetów z Australii.

Widziałem, do tej pory, wyłącznie video z jednego z występów. Fakt, że zobaczę ich na żywo... bezcenny. Za resztę zapłaciłem kartą...

Kto by pomyślał, że zamiłowanie do metalu może tak ewaluować; od długich włosów... po blachy na butach.

1.11.2007

Demo 2MORELESS na YouTube



Poprawiłem jakość zamieszczonego filmu.

29.10.2007

Bajkopisarka

Ż: Mogłabym pisać bajki... na przykład o scurkach, sikorkach...
M: To spróbuj.
Ż: Bajka o tym jak scur krzyczy na scurkę.
M: No... to dzieci z pewnością zabijałyby się o takie bajki.
Ż: To nie dla dzieci. To dla Sądu.
M: Może więc coś o sikorkach?
Ż: Sikorka bardzo zazdrościła kolibrowi, że jest taki chudy. Pewnego dnia spotyka go i mówi: "Chciałabym być taka jak ty - mała, szybko ruszająca skrzydełkami". Na co odpowiada jej koliber: "To nic trudnego, musisz tylko przestać jeść słoninę i dużo ćwiczyć". Sikorka postanowiła pójść za radą kolibra. Koniec.
M: Już koniec?
Ż: Tak, bo to smutna bajka.

17.10.2007

Slow Army

Z cyklu opowieści z wysp.

Hotel, w którym się zatrzymałem, znajduje się niedaleko koszarów i poligonu. W drodze do ośrodka szkoleniowego mijam kilkanaście znaków drogowych informujących o tym fakcie.

Armia brytyjska jest albo bardzo wolna, albo tak pewna swej skuteczności, że nigdzie się nie spieszy. Moje twierdzenie potwierdzają szczególnie dwa znaki.

Slow moving vehicles, z wizerunkiem czołgu. Muszą to być albo wyjątkowo szybko rozpędzające się maszyny, które z lęku przed osiąganymi prędkościami wolą jechać wolno, albo ich załoga została przeszkolona w tym samym ośrodku co imiennicy kolejnego znaku - Slow troops crossing. Fakt, gdzie mają się śpieszyć? Czołgi i tak jeszcze nie dojechały.

16.10.2007

Open Casa

Właśnie znaleźliśmy w hotelu otwartą sieć WiFi. Eh, niepotrzebnie wydałem wczoraj siedem funtów. Jednak coś za coś. Wczoraj siedziałem przy biurku. Teraz, na krzesełku pół metra od drzwi wejściowych, z laptopem na kolanach. Gdyby ktoś wszedł - wyglądam jak człowiek panicznie obawiający się zamknięcia. Człowiek, którego spokój może zburzyć nawet brak drzwi wyjściowych w polu widzenia. Wolność kosztuje... ból pleców.

Będę wielki

... a decyzje moje mądre.

Tak wyglądają prawdziwie dobre szkolenia dla działu wsparcia. Mija drugi dzień. Wciąż nie wiem jak wyglądają aplikacje, które mam supportować. Wciąż nie ukończyłem instalacji podstawowych elementów. Kiedy już prawie to zrobiłem, okazało się że opcja, podana przez prowadzącego jako "niewspierana", i którą oczywiście zastąpiłem zdroworozsądkowo opcją wspieraną, jest WYMAGANA aby ukończyć instalację. Nie rozumiecie - nic nie szkodzi. Czujecie przynajmniej część mojej irytacji. Człowiek błyskawicznie uczy się języka kiedy ktoś go wkurwi. Od razu znajdują się odpowiednie słowa. Prowadzący wzrusza tylko ramionami i z uroczym uśmiechem stwierdza: "Keep trying", "Do you hate it as much as I can?".
Dlatego warto inwestować w siebie. Kiedy już zdobędę wiarę, że potrafię naprawiać coś, co podobno istnieje, czego nigdy nie widziałem, spokój i siła mojego umysłu spowodują, równe buddyjskiemu, zespolenie z naturą kosmicznego chaosu.

Krótki wpis; odzyskuję spokój. Może jednak uśmiechnę się do zalanego łzami prowadzącego. Pocieszę go. Poklepię po ramieniu. "Wstań. Przestań płakać. Nie będę już krzyczał".

Przyznałem się do słabości. Jestem wielki.

15.10.2007

Hail, hail to England

No i doleciałem. Krótkie przemyślenia po locie: tylko dwa państwa osłonięte są warstwą chmur - Polska i Wielka Brytania. Może dlatego tłumy młodzieży ciągną na wyspy? Czują się niepewnie w krajach, w których wysokoszybujące ptaki mogą celnie srać. Dziwni.

Dziwna wyspa. Taksówkarz nie chciał mnie wpuścić do samochodu. Hm, może nie powinienem próbować zająć jego miejsca?
Przez pierwsze pół godziny drogi do hotelu miałem nieustające wrażenie, że kierowca jest wynajętym zabójcą. "Oszalał! Człowieku, wypuść mnie! Jedź prawą stroną! Gdzie ty skręcasz!? Aaaaa...".

Pierwsze pinty piwa. Jakieś takie... bezpłciowe. Nie dziwię się, że importują Tyskie.
Za to pająki mają jakieś tłustsze. I telewizję na żądanie. I podłogę w łazience ogrzewaną... fajnie mają.

Na szkoleniu za to jak w Arce. Polak, Polak, Polak (prowadzimy ewidentnie), Włoch, Chińczyk, Japończyk, Indianin Indus.
Jeżeli to Arka, to znalazłem się tam jako małe futerkowe zwierzę. Zwierzę, które z racji niewielkiej liczby doświadczeń może dłużej pociągnie... nie to że zabawiamy się tu oralnie... wręcz przeciwnie - jeden, w porywach do dwóch, mówi... reszta patrzy. Mi od tego patrzenia czaszka przestała mieścić gałki oczne.

Idąc za ciosem biblijnej nomenklatury, reszta zwierząt widziała dziesiątki, setki plag. Ja, słyszałem kiedyś opowieść o pladze szarańczy... i to chyba nawet nie była plaga, a jedna sztuka szarańczy... i to chyba nawet nie była szarańcza... a mały zielony konik polny. Miło jednak posłuchać innych, którzy z taką mądrością wypowiadają się o tym co lepsze... deszcz ognisty czy rzeki krwią płynące.

c.d.n.

23.09.2007

Żona kusi męża

Tytuł serii został nagięty na potrzeby wpisu. Jak tu jednak nie złamać zasad, kiedy w lodówce czeka jeszcze połowa łapówki. Wszyscy biorą. Kto nie bierze ten... chudy.
A tort pomarańczowo-cytrynowy, niczym Houdini, gotów uwolnić spętane dietami umysły.

Orange Lemon Cake


Dziękując za skuteczne pokuszenie kończę ten wpis lepkimi od karmelu palcami.

17.09.2007

W krzywym zwierciadle

Po trzech tygodniach zmagań lustrzane drzwi do szafy zawisły. Przebyliśmy długą drogę, prowadzącą przez Radości Małe, Irytację Mazowiecką, Gniewki Warszawskie i Suchą Bezsilność. Boję się publikować ten post, aby jutrzejszy ranek nie przywitał mnie kolejną rysą, mknącą z leniwą skutecznością na północny-wschód tafli. Dziennik podróży zapamiętał jednak kilka smakowitych kąsków. Zebrałem je na peronie Radości Małych, nieświadom dalszego biegu wydarzeń.

(Podczas montażu stolarz przewraca szklankę, rozlewając herbatę na świeżo malowaną ścianę)
Wpis 1: Dobrze, że to nie była szklanka z benzyną, a pan J. nie pali.

Wpis 2: Słyszałaś? Teraz wyjął obcążki do paznokci, aby zabić stres... zastrzyk z adrenaliny zrobił swoje.

Wpis 3: O jeziuuuuuuuuuuu, chyba obciął sobie kciuka.

Wpis 4: Chyba przestał oddychać... idziemy? Nieee, dalej obcina paznokcie.

Wpis 5: Strasznie sapie... i dyszy. Lepiej niech się uspokoi bo będzimy mieli lustra zaparowane i jeszcze klej biurowy puści. A może na oddech skleja...

Wpis 6: Mam nadzieję, że nie liczy od chuchnięcia.

Wpis 7: Dziś śpię poza domem. Dołączysz?

Wpis 8: Jak poprosi o drugą herbatę... to go trochę przetrzymaj, albo rób mu w małych kubkach... albo wystawiaj mu na balkon... albo powiedz, że przy windzie stygnie.

Wpis 9: Zabiłaś go? Boże, boże co my zrobimy z ciałem... teraz już na pewno nie wrócę.

Wpis 10: Rozpuścimy go w jego własnych rozpuszczalnikach.

Wpis 11: Nie dawaj mu herbaty... sam się wykończy.

12.09.2007

Long as Buddha can grow it, my hair

Mam coś z negatywu Samsona. Wystarczy kilka pociągnięć maszynką. Życie staje się prostsze. Noc smakuje lepiej. Uśmiech się szerzej szczerzy. Skinhairy.

31.08.2007

Żona pyta męża

Ż: A jak przyjdzie zima, będziemy wywieszać słoninkę sikorkom?
M: Pewnie, że tak... a może zrobimy karmnik? Zobacz, zostały kawałki desek.
Ż: Duże?
M: Hmm... takie karmnikowe.

(Po krótkich oględzinach)

Ż: Nooo... to będzie duży karmnik. Myślisz, że sarenki też przylecą?

22.08.2007

Pan Wiśnios

Cera blada, oczy sine
Z drżeniem dłoń ma się zaciska
Lekarz przybrał mądrą minę
Dziś diagnoza. Lampa błyska

Masz tu leki, w drogę ruszaj
Wszystko według scenariusza
Hej, jak zagrał dziś depresje!
Teraz role będą większe!

Sceną metro, fotel, sofa
Sztuczny pot mi czoło zrasza
Nikt się z roli nie wycofał
Nie ma dubli - dobra nasza

Więc za słuszną sprawność grania
Będzie kasa do pobrania
Hej, jak zagrał dziś depresje!
Teraz role będą większe!

(Na podstawie utworu "Pan Kmicic" Jacka Kaczmarskiego)

18.08.2007

Żona pyta męża

Ż: Kochanie, wiesz co jedzą weganie?
M: Hmm...
Ż: Tylko to, co samo spadnie z drzewa.
M: Czyli jeśli wiewiórka się poślizgnie albo dzięcioł straci równowagę...

5.08.2007

Drożdżowa dziewica

...czyli moje pierwsze ciasto.

Nie masz cukru waniliowego - zetrzyj skórkę cytryny. Nikt jednak nie dodał "... z cytryny". Obrałem cytrynę ze skórki. Wyparzyłem. I zacząłem trzeć. Tu pierwszy raz pojawiły się wątpliwości. Czy lekka domieszka ludzkiej skórki wzbogaci smak?

Hmm... jak mama to robi, że dookoła panuje porządek? Po kilkunastu minutach kuchnię ogarnia chaos. Ciasto lepi się do rąk, ręce do miski, miska do spodni. Miało po pięciu minutach odchodzić od rąk. Po dziesięciu minutach ja odchodzę od zmysłów. Brak współpracy. Ciasto stara się wchłonąć jak największą część kuchni. Zalewam je tłuszczem, wsypuję mieszankę skórek. Niech się dzieje wola ciasta. Mija pięć minut. Dziesięć, piętnaście. Ciasto nie wyrasta. Po pół godziny rusza powoli w górę by po chwili wypełnić misę. Rozkładam je do formy. Smaruję jajkiem. Nadmiar tworzy kałuże w zagłębieniach. Nie poddaję się - odsączam ręcznikiem papierowym. Musi się udać. Gorące 200 stopni w ustach... piekarnika. Czterdzieści minut nerwowego spaceru. Ping! Zaostrzona zapałka prawdę ci powie - nie ciągnie się. Wyciągam. Tak naprawdę powód powstania tego wpisu jest trywialny; ciasto tak długo stygnie...

Photo story:
Yeast Cake

1.08.2007

Wikipędy ści(nam)

Oburzony przebiegiem dyskusji, nad stosownością umieszczenia wpisu Ewa Garniec w wikipedii, pozwoliłem sobie na krótką ripostę. Wybacz, Ewo formę listu ;-)

Droga Ewo,
ludzki umysł ograniczony walką z nałogiem, miłością do Górnego Śląska, fetyszyzmem obozów nazistowskich, obłudą stwierdzeń o tolerancji, nie jest widocznie w stanie pojąć tak abstrakcyjncyh terminów jakimi są Twórca, Wizja, Sztuka. Skupieni na szarej rzeczywistiści, zatęchłej przeszłości oraz walce z własnymi kompleksami nie potrafią docenić wartości ducha. Najprostszą ripostą jest atak. Ciężko mi jednak zaakceptować, że ludzie deklarujący otwartość idei, jaką niewątpliwie jest Wikipedia, ograniczają postrzeganie w tak dotkliwy sposób. Przez paradoks wybielania tablic wiedzy.
Osoby takie jak Felice Ross, Piotr Pawlik, czy oczywiście Ty, droga Ewo są dla nich tylko pustymi kartami. A nawet w powiązaniu z waszym dorobkiem jesteście, w ich mniemaniu, jedynie ludźmi bez twarzy. To nie was chodzą(?) oklaskiwać. Nie chcą was znać. Niech więc świat zamknie oczy, skoro oni nie patrzą. Pragną dyktować sposoby percepcji. Niestety, w ich wykonaniu są one bezbarwne i nudne.

Nam - wrażliwym na piękno jakie tworzysz, nigdy nie zabraknie wiary w umiejętności i świadomości twoich dokonań. Wiem, znów górnolotnie, ale ze szczerego serca.

Na pohybel! Sekatory w dłoń! Boooogguuuuuroooodziiicaaaa...
Nie będą (wiki)pędy pluć nam w twarz. Pędraki im germanić!

29.07.2007

Żona poucza męża

...czytającego informację z puszki farby olejnej.

M: [...] Działa szkodliwie na organizmy wodne.
Ż: Czyli nie należy w niej trzymać rybek.

17.07.2007

Depresja maklera

...czyli jak kardiologów uczyć każę.

Po zdjęciach próbnych wygląda podobno obiecująco. Tylko ten bezrękawnik... i jak to niektórzy mówią - "wrona", na ramieniu. Nie daję jednak wiary, że w takim ubiorze nie mógłbym wywołać zamieszek w indeksach giełdowych spółek. Spadek, wzrost, spadek... kupować, kupować... tylko u mnie gorące akcje zimnych koncernów... ale ja nie o tym.

Będę miał kilka minut aby tysiące kardiologów w kraju nauczyło się odróżniać depresje, stany lękowe oraz stany lękowe przed stanami lękowymi, od chorób układu krążenia.

Losy setek tysięcy przypadków klinicznych w moich rękach. Powiecie - "Mesjasz". Nie, zwykły chłopak z sąsiedztwa. Tak... ten sam Marcin, Marian, Butthead... czy jak mnie zwykliście nazywać. Uderzę laską amatorskiego aktorstwa w skałę umysłów. Niech ci co zobaczyli uwierzą. Niech ci co uwierzyli ...zapłacą.

A ty mój przyjacielu, abyś mógł za kilka lat w klinice psychiatrycznej powiedzieć: "Świadkiem u niego na ślubie byłem... i co z niego wyrosło".

8.07.2007

Żona pyta męża

"Kochanie, dlaczego ludzie piszą wirusy?"

Widzisz, Skarbie. Czasem jest to 'proof of concept'. Bardzo często jest to jednak zwykłe dokarmienie własnego ego. Tworzę wirusa, wypuszczam go na wolność i mam satysfakcję z jego destrukcyjnego dzieła.

"No tak, ale przypuśćmy, że tworze 'maszynę do prucia majtek' i podrzucam ci ją do szafy. Zabawny jest przecież tylko moment kiedy mogę zobaczyć wyraz twojej twarzy. Jaką satysfakcję da mi sprucie majtek komuś, kogo nie widzę?"

Widzisz, Skarbie. Sprucie majtek komuś obcemu to rzeczywiście nic wielkiego. Jest to również kiepska zabawa. Kiedy jednak usłyszysz, że pięć milionów "maszynek do prucia majtek" zagraża stabilności rynku, zakłady tekstylne zacierają ręce, a ludzie na całym świecie boją się otwierać szafy... to już jest coś.

5.07.2007

Podróż z Ziemi na Etnę

Zgodnie z obietnicą - kolejna pastylka sycylijskiego krajobrazu.

Etna

1.07.2007

Na beznudnej wyspie

Cefalu


W przygotowaniu m.in.:

- Sycylijskie jaszczurki
- Podróż z Ziemi na Etnę
- Archimedes i przepiórki

Stay tuned.

12.06.2007

Wiesssz, za so ja cie szanuje...

Wedding Party

Prosto na lotnisko...

Jest już po siódmej. Za godzinę zamówiona taksówka zabierze nas na Okęcie. Laptop obraził się; zostaje w domu. Nie jestem go w stanie przekonać aby szybciej przetwarzał kolejną porcję zdjęć. Wpis ten musiał się jednak pojawić. Łechtane dotykiem palców klawisze zmotywowały go do zawieszenia strajku. Im więcej ja piszę tym szybciej zwiększa się licznik przygotowanych fotografii. Nie wiem jaki poziom postępu osiągnie o godz. 20:00. Informuję więc zainteresowanych - kolejna dawka sobotnich obrazów jest w drodze. Zawiera około stu pięćdziesięciu zdjęć. Tym razem są to obrazy weselne. Spośród ponad pięciuset zostały wyłowione te, które nie mogą zostać użyte w postępowaniach karnych, procesach ustalenia ojcostwa, ekskomunice.

Z każdą minutą upewniam się, że nie zdążę zamieścić linku do tej galerii. Znajdziecie ją jednak wprost na stronie:
picasa.google.com/wisnios

Stay tuned.

Prosto do nieba...

Wedding

29.05.2007

Posłowie

Tak oto zdobywcy przechodzą do historii. Pierwsza załogowa, solaryczno-kosmiczna podróż... niedomkniętym artefaktem sztucznego słońca. Nikt nie uprzedził mnie, że właz się sam nie zamknie. I tak leciałem przez osiem długich minut narażony na połowiczny żar atmosfery. Ku chwale ojczyzny kończąc podróż; po lewej stronie biały, po prawej - czerwony.

28.05.2007

Artificial Solaris

To było jak koszmar.

"Musimy się spieszyć, zostało piętnaście minut." - "Ale ja... nigdy wcześniej tego nie robiłem". "Tu może się Pan rozebrać [...] Wszystko będzie dobrze, proszę tylko postępować zgodnie z instrukcją na ścianie."

Czas mija...

Boże, ale tu są cztery ściany. OK, ta ma okna - odpada. Druga - lustro, zasuwane drzwi - żadnych wskazówek. Trzecia - pusta. Czwarta - "Odpręż się. Zadbaj o siebie".
Jak mam się odprężyć? Zostało najwyżej trzynaście minut a ja w dalszym ciągu nie wiem jak uruchomić ten artefakt. Jestem nagi; czytanie ściennych gazetek zza zasłony ażurowych żaluzji w drzwiach nie sprzyja lekturze. Mam... dowcipnisie - instrukcja wielkości pudełka papierosów tuż obok panelu na ścianie. "Naciśnij START" - nie zapowiada się różowo. Nie zdążę tam wskoczyć. Nie wiem nawet czy artefakt się zamyka. "Ustaw liczbę minut." Wybieram 8. "Naciśnij dwa razy START". Po pierwszym naciśnięciu liczba zmienia się na 10 i zaczyna się odliczanie. "To pułapka, chcą mnie wykończyć". Za późno na odwrót. Wciskam drugi raz przycisk START. Ignition, silniki jedna trzecia naprzód, włączamy reflektory... Wskakuję do kabiny. Mają mnie... Pęd powietrza... Jasność... Przełączam nerwowo przyciski w kokpicie... Pęd powietrza ustaje... Wchodzimy w atmosferę, czuję jak tracimy osłony - żar staje się dotkliwy, brakuje powietrza. To koniec. Patrzę w ostatniej chwili na licznik. Pozostało trzydzieści sekund. "Wytrzymaj, wytrzymaj..." Ciemność... Cisza... Kosmos.

Czego człowiek nie zrobi aby być pięknym... synem nie-piekarza...

22.05.2007

(Nie)małosolne stepowanie

Lato w pełni maja. Przewidując nadejście zapowiadanego przez IMGW kataklizmu piszę. Jutro niczego nie będzie. Dwa stopnie w dwustopniowej skali zagrożenia burzowego. Wiem, wiem... inni mają dziewięcio-, dziesięciostopniowe skale... a my - pikusie z centralnej Polski. W obliczu nadchodzącej zza widnokręgu zagłady nie czas się licytować.

O czym tu pisać do potomności?

Dzień przed zagładą spędziłem wieczór na stepowaniu.
Trzydzieści stopni. Dookoła ludzie umierają tonąc. Byłem z nimi, cierpiałem szczęśliwy. Zabrakło słoja. Dziwne, na codzień noszę go przecież przy sobie. Dziś zebrałbym solankę, jutro kupił ogórki...
Wiem, nie miałem słoja bo jutro tylko szczerbaty kaznodzieja, z napisem "Dzień Sądu nadchodzi", sam będzie świętował pełnię przepowiedni.

Mija kolejna godzina. Centrum śmierdzi bardziej. Czy to początek?

12.05.2007

Kazakh Freestyler

Obejrzałem to już chyba dwadzieścia pięćdziesiąt razy i nie mogę przestać. Chłopak jest niesamowity.
Obiecuję, jeżeli wyda płytę, będę jednym z pierwszych w kolejce do kasy.

8.05.2007

Majden

Nabrzmiałyście kwiatem Rozkwitłyście wonią
Pierwsze jego kruche ciało w młode usta dopchnęłyście dłonią
Strojne w małych śmierci jaśmin Panieneczki młode
Mama kościół pokazała Tata każe w wino zmienić świętą wodę

28.04.2007

Post mortem

Wpis 'Generalnie' oddał najpełniej moje odczucia po próbie generalnej. Zgodnie z przesądem - trzecia generalna do dupy - spektakl udany. Nie ważne, że pomiędzy pierwsza generalną a drugą minęło niespełna dwie godziny, a pomiędzy drugą a trzecią... sekundy.

Wyszliśmy. Nie będę mówił o innych. Nie patrzyłem. Nie widziałem. W ciągu tych niecałych trzech minut pobytu na scenie każdy był sam. Myślę, że dało się to również zauważyć patrząc od strony widowni.

Koszulka ze świeżo dzierganym logo 'TAP-DANCE Polska'. Pot przylepił ją gładko do pleców. Czaszka wypudrowana zgodnie z obowiązującym standardem matowienia powierzchni gładkich. Na głowie, stopach, ramionach - liczne ugryzienia. "A komarów tego roku było na bukiety". Buty odarte z dziewictwa gładkich podeszw - wynik ostatnich prób na kostce brukowej. Uśmiech, publiczność patrzy; suche ze zdenerwowania usta pozwalają pozostać mu do końca na miejscu. Tap, tap [...] kilka pstryknięć palcami, tap, tap [...] koniec.

Opinie: 'uniesiony kciuk' (nie dobijać), "Just great!", "Jak na pierwszy raz...". Nie mi oceniać. Cieszę się. Tak, po prostu.

Powrót do domu. Pół butelki czerwonego wina ze scurką. (Była ze mną, pudrowała, skopała tyłek, uśmiechała się z drugiego rzędu. To dla niej tańczyłem. Dla niej i dla samego siebie). Emocje zgasły, ciało przypomniało o zmęczeniu. Łatwy sen.

26.04.2007

Generalnie

Sreberko, landrynka, z pilśni szklanka
Jezus, cycki i furmanka
Remiza, burdel, wiejski ślub
a na scenie - tancerz trup.

23.04.2007

JP twist 2 open

[...]
Znów zatęchły przedział. I ona. Wsiadła ostatnia, ale jakby od zawsze tu była.
"Czy to pociąg do Kalisza?" - zapytała szeptem siedzącego po jej prawicy mężczyznę.
Skinął głową, nie przerywając lektury kolorowego tygodnika. Udało mu się. Mniej szczęścia ma siedzący naprzeciw Pelargonii. Nie czyta! (Może nawet potrafi?).
"Chce Pan zobaczyć Ojca Świętego kiedy był mały?" - zagaduje Pela. Chłopak obiega wzrokiem współpasażerów, którzy nagle odnaleźli ten najciekawszy fragment swych lektur.
"Tak" - z lekko głupawym uśmiechem odpowiada, wiedząc, że to walka oddana. Pela pochyla się i z przepastnej uszatej torby wyciąga słoik. Zamieramy... to tylko obiad.

22.04.2007

Polowanie

[...]
Podszedł do niej. Patrzyła niepewnie, kiedy próbując zmienić jej nastrój podciągnął jedną z nogawek swoich boks-szortów do wysokości pachy. Zaśmiała się szczerze.
"Daj bułkę,... proszę" - powiedział po raz kolejny. Dłoń, trzymająca zielony materiał jego bielizny, przesunęła się jeszcze wyżej odsłaniając coś na kształt puchliny głodowej.
"Wyglądasz w tych majtkach jak niedorozwinięty orangutan" - skwitowała ze śmiechem.
Kolejne polowanie na maślaną bułkę zakończyło się niepowodzeniem.

12.04.2007

Mad & Son

Pozostało równo dwa tygodnia do występu w Zielonka Square Garden. Nogi zaczynają rozumieć co je czeka... potrzebują już teraz tylko praktyki. Gorzej z głową. Do improwizowania pierwsza. Do odtworzenia ustalonego układu... hmm... ostatnia?

Nie mogę znaleźć złotego środka między skupieniem a swobodą.
Skupienie - wszystko tyka jak w zegarku. Tik - "prawie" wszystko sztywnieje. Tak - przez twarz maszerują zastępy Mordoru.
Swoboda - panta rei. Twarz zalewa błogie poczucie boskości. Wszystko się rozmywa, na czele z kolejnym krokiem , który usiłuje w pędzie podkręconego New York, New York przywołać w myślach.

Nie pozostaje nic innego jak ruszyć na wyprawę po Złoty Środek.
Czy warto jednak wypośrodkować to co mam dotychczas? Tak jak "boskie zesztywnienie" może okazać się ciekawym doznaniem tak tańczenie do rytmu New Mordor, New Mordor ...niekoniecznie.

11.04.2007

Dzieci z dworca ZEO

Szef próbuje złapać szczura, którego nie udało się złapać wężowi.
Kolega próbuje nakłonić w kuchni węża aby oddał porcelanowy kubek, symulując kroplami wody kranowej nadejście pory deszczowej. Wyjść zapalić? Nie mogę - czekam aż kapibara odda mi zapalniczkę.

2.04.2007

Uuit... uuit...

Dziwne to miasto. Mija godzina osiemnasta. Leżę na łóżku w poobiednim dwuminutowym letargu. Czternaste piętro. W dole Świętokrzyska krzyczy z zatwardzenia. I ona... przechadza się gdzieś dookoła bloku, na elastycznej czerwonej smyczy.
Podskakuje. Nie wiem nawet kto ją wyprowadził. Musi jednak mieszkać w moim bloku. Uuit... uuit... cisza... znów się przyssała mocniej do chodnika. (Rano slalom pomiędzy wyrwami płytami, w drodze do pracy.) Ciekawe czym ją karmią... tak raźno skacze. Pijawka w centrum Warszawy.

29.03.2007

Robak

Kolejny wpis w którym autor bloga równoważy siłę swego poprzedniego, egotycznego wpisu.
Wpis, który składa na delikatne dłonie swej pani aby przez wyrozumiałość przymknęła swe piękne oczy na rozdmuchane ego twórcy tych malign.

Przyjmij, scurko tych słów marny zlepek. Nie gardź mną małym, nędznym robakiem... bo kimże ja jestem przy jasnym Twym blasku - fraszką, igraszką, zabawką blaszaną.

A to było tak

Kolejne odsłony twarzy dobrego człowieka. Człowieka, który pod wpływem złych emocji i środowiska, w którym żył i tworzył stał się potworem godnym najgłębszego potępienia. Metamorfoza istoty bezczeszczącej swój pasiasty, świętokrzyski kubrak.
















26.03.2007

Broadcast yourself

UWAGA! UWAGA! UWAGA! Ogłaszam alarm dla miast i wiosek. W najbliższy czwartek, tj. 29 marca o godz. 16:15 dokona się emisja sygnału telewizyjnego obejmująca zasięgiem tereny Rzeczypospolitej. Szczególnie narażone będą osoby przebywające w sąsiedztwie otwartego kanału TVN. Uprasza się potencjalne ofiary tego broadcastu o przygotowanie opakowania chusteczek higienicznych i miski oraz o nie zakrywanie oczu. Decyzję wypełnienia miski (nie)zdrową żywnością lub pozostawienia jej pustą pozostawia się wolną. Treści wspomnianego przekazu będę Seryjnie... Sprawcą.

Sygnał zostanie nadany ponownie o godz. 8:05 dnia następnego, burząc ostatnie bastiony oporu.

2.02.2007

Walczyk

Dlaczego pasjonuje mnie taniec? Jest wyjątkowym obrazem rzeczywistości.
Obrazem, który buduje emocje każdego z uczestników różnorodną mieszanką skojarzeń i odniesień.
Są jednak chwile kiedy pozwala dostrzec ostrą kreskę odbitej w lustrze codzienności.

Ilekroć nie potrafimy czegoś opanować, czy to przez własną niedoskonałość czy brak starań, przekuwamy własną słabość w ofensywne ostrze.

Walczyk. Raz, dwa, trzy. A na każde raz-dwa-trzy przypada sześć uderzeń stopy. Pięknie, dopóki raz-dwa-trzy wybrzmiewa echem wiedeńskich sal.

Rozpędził się do tempa kulawej polki...

Najpierw pojawiła się irytacja brakiem sprawności własnego ciała. Jak zwykle - trwała najkrócej.
Po chwili, walczyk był wszystkiemu winny. Irytacja nie lubi głodować. Przegryzała kolejne gardła.
Kilka minut i nienawidziłem wszystkich, którzy tańczą - zarówno wodewilowych "zdolniuszy" jak i tych, którzy z lęku przed przyznaniem się do własnej słabości udają, że "mogą".

Irytacji odbiło się głośno z przejedzenia.

Pieprzę to, że ktoś znów powie - patetyczny.
Takie chwile dają mi siłę do pracy nad sobą.

Czy nie tańczymy jednak takiego "walczyka" zbyt często?